W muzeum – goście z Polski

We wrześniu, po udanych wakacjach w Gdańsku, uczeń Matelenak Dima i jego narzeczona Sandra Jendrusiak odwiedzili Muzeum Historyczne oraz Muzeum Książki i Drukarstwa. Lokalny znawca wiedzy Vytautas Ermalenok opowiedział gościom o historii naszego regionu, korzystając z najbardziej niezwykłych eksponatów muzeum historycznego. Gości z Polski szczególnie zainteresowała historia poszukiwań porucznika Edwarda z Korpusu Straży Granicznej, historia żołnierzy Armii Andersa, zwierciadło Emilii Plater. Bogactwo eksponatów imponowało zwiedzającym z Polski oraz Muzeum Książki i Drukarstwa. Sandrę szczególnie zaskoczyła duża liczba publikacji w języku polskim, w tym starodruki z XVIII wieku. Goście interesowali się także różnorodnością ekspozycji muzeum, historią poszczególnych znalezisk książek, pocztówek, czasopism i gazet. Z kolei Matelenak Dima przekazał do muzeum historycznego łuskę moździerza z moździerza znalezionego w domu starego dziadka we wsi Kruki gm. Miory.

МІЁРСКАЯ ДАЎНІНА
Газета ініцыятывы “Інтэрактыўная моладзевая культурнагістарычная пляцоўка “Спадчына Міёрскага краю””
№ 9 (115) 2020

W muzeach – Stanisław Masła

Nasz rodak, który od dawna mieszka i pracuje w Brześciu, nie zapomina o swojej ojczyźnie, interesuje się przeszłością swojej rodziny i miejscowością Orca gm. Miory, z której pochodzi. Po raz kolejny po wizycie w swojej małej ojczyźnie zainteresował się naszym stowarzyszeniem muzealnym. Podczas spotkania z miejscowym historykiem Vytautasem Ermalenką zapytał, czy można dowiedzieć się o śmierci brata matki Karzana Czesława, który służył w policji, ale był łącznikiem partyzanckim. Certyfikat kontaktu z partyzantami został zniszczony. Dziś przywrócenie prawdy jest prawie niemożliwe, ponieważ nie ma partyzanckich świadków tamtych wydarzeń. Sam Czesław zmarł w pobliżu Ikaźni w 1943 roku. Vytautas Ermalionak oprowadził gościa po wszystkich muzeach. Zwrócił szczególną uwagę na rzeczy znalezione w okolicach powiatu i wsi Orca. Sam Stanisław Masła brał udział w pracach wykopaliskowych w okolicach wsi Czuryłowo gm.Miory w 1980 roku, dlatego dokładnie przemyślał ekspozycję działu archeologicznego. Dyrektor muzeum przedstawił gościowi swoje publikacje poświęcone pamięci Miorszczyzny.

МІЁРСКАЯ ДАЎНІНА
Газета ініцыятывы “Інтэрактыўная моладзевая культурнагістарычная пляцоўка “Спадчына Міёрскага краю””
№ 9 (115) 2020

PREZENT od Teresy Szymko


Szymko Teresa, staruszka z Mior, pracująca w kościele miorskim, bardzo pomogła księdzu Janowi Grabowskiemu, ma więc wiele ciekawych zdjęć i książek religijnych, które przekazała naszemu stowarzyszeniu muzealnemu. Najciekawszym z nich jest zbiór okólników Kurii diecezji wileńskiej za rok 1925 „Kurenda”. Zawiera informacje o ruchu księży w naszym regionie w różnych kościołach. W dziale Muzeum Książki i Drukarstwa otrzymaliśmy kilka egzemplarzy polskojęzycznego pisma „Posłaniec Serca Jezusowego” za lata 1930-1931. W dziale „Literatura religijna” nasza dobrodziejka zaprezentowała książki w polskim wydaniu „Służba Bogu” 1928, „Kazania o Najświętszej Maryi Pannie” 1924, „Msza Święta w naszym życiu” 1937, „Złoty ołtarz kobietom” 1889 , „Jezus. Mary. Józefa ”1931 i inne. Ważnym źródłem informacji o kazaniach księży w czasach ateizmu będzie dla nas streszczenie niedzielnych kazań proboszcza parafii Miory Jana Grabowskiego, wygłaszanych przez niego niemal przez cały 1966 rok. W naszej kolekcji Teresa Szymko podarowała wiele ikon, zarówno prymitywnych, jak i z wizerunkami świętych Kościoła katolickiego. Należą do nich opis krzyża św. Antoniego Padewskiego, który miał pomóc w egzorcyzmach demonów, ikona z portretem Papieża Jana Pawła II oraz odręczne błogosławieństwo w 1984 roku. Szymko Teresa przekazała nam również wiele fotografii z życia kościoła Miory w latach 60. i 80. XX wieku.

Мёрская даўніна, жнівень, 2020

Dot. 100. Rocznicy Wojny Sowiecko-Polskiej, bitwy na Miorszczyźnie w lipcu 1920 r.


Tragedią tej wojny było dla nas to, że nasi rodacy walczyli zarówno w armii polskiej, jak iw Armii Czerwonej większość została przymusowo zmobilizowana. To właśnie w rejonie Dzisnej w lipcu 1920 r. Miał się odbyć „drugi sedan” Tuchaczewskiego – całkowite okrążenie wojsk polskich i ich klęska. Według wspomnień starożytnych w lesie poza wsią Owieczki zachowały się okopy polskiej armii. Okopy te, zajęte przez żołnierzy 10 Dywizji Polskiej, ich odważna walka, kontrataki podczas ofensywy 54 Dywizji Armii Czerwonej odegrały główną rolę w przerwaniu okrążenia wszystkich wojsk polskich, które były dwukrotnie gorsze od wroga pod względem siły roboczej i uzbrojenia. Główne bitwy toczyły się w pobliżu wsi Ulina, Nowy Dwór, Sokołowszczyzna, Ugolniki, Ambrosenki, Pawłowicze, Szamszury, Poddubniki i Spigalszczyna. Tutaj znajdowała się główna strefa przełomu 478, 481, 483, 484, 485, 486 pułków 54 Dywizji Armii Czerwonej. Przeciwstawiła się im grupa żołnierzy podpułkownika Siwickiego, składająca się z dwóch pułków krakowskiego i łomżyńskiego oraz części 18. pułku kawalerii ułanów, 8. Dywizji rezerwy gen. Żeligowskiego. Na północy Tuchaczewski wysłał 3 Korpus Kawalerii Guya z 4116 szablami, aby przebił się przez front. Jego celem było przebicie się przez front i rozpoczęcie ofensywy wzdłuż zachodniej Dźwiny na Druję, a następnie na Święciany. Pomimo przewagi Armii Czerwonej, uparty opór wojsk polskich w dniach 4-6 lipca zniweczył plany Tuchaczewskiego, by otoczyć i pokonać Polaków. Polskie jednostki bojowe w zorganizowany sposób wycofały się w kierunku Wilna, a następnie wycofały się do Warszawy, gdzie brały udział w obronie stolicy Polski, co doprowadziło do klęski Armii Czerwonej 15 sierpnia 1920 r. Te bitwy w rejonie Dzisny są barwnie opisane we wspomnieniach naczelnego dowódcy wojsk polskich Józefa Piłsudskiego, dowódcy frontu zachodniego Michaiła Tuchaczewskiego, dowódcy 8. dywizji białorusko-litewskiej gen. Luciana Żeligowskiego, podobnie jak Siarhei. Więcej o walkach w rejonie Dzisny można dowiedzieć się z książki Fiodora Chramowa „Przełom 54. Dywizji Pasów Obronnych Białych Polaków”, Moskwa, 1938. O wojnie świadczą pomniki poległych żołnierzy, uhonorowane przez państwo polskie. Największe nekropolie znajdują się w Hermanowiczach. Duniłowiczach, a także zrekonstruowane masowe groby w Jaznej, Miorach i Dragunach zachowały się, a władze radzieckie nie uczcili pamięci poległych żołnierzy Armii Czerwonej podczas ich pobytu w Miorach, sierpień 2020 r. Na naszym terenie zachował się tylko jeden pomnik w Jaznej. Władze polskie w latach dwudziestych XX wieku skromny betonowy krzyż z polskim napisem „33 nieznanych żołnierzy radzieckich”. W okresie rządów bolszewików nie był nawet konserwowany i ukrywany za gęstymi krzakami.

Мёрская даўніна, жнівень, 2020

Akwizycje/nabytki kierownika muzeum – lipiec 2020 r.

Witold Ermalenok kupił na własny koszt drewniany krzyż od mieszkańca Miory. Jego wysokość wynosi 20 cm Krzyż wykonany jest z drzewa, metalowego krucyfiksu. Jego powstanie datuje się na lata 30-te XX wieku. W każdej rodzinie katolickiej takie krzyże zawsze stały na stole w domu, a podczas burzy wystawiano je na oknie. W dawnej wsi Bobyszki, położonej niedaleko Leonpola, był zakupiony krzyż. Naczelnik muzeów kupił też metalową ikonę Matki Boskiej Ostrobramskiej na stojaku z białego marmuru, który odnaleziono w rowie rekultywacyjnym w pobliżu wsi Basyanka. Metalowy obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej ma średnicę 4 cm, marmurowy stojak 9 cm na 6 cm, wagę 314 gramów. Miejscowy historyk znalazł dla Muzeum Książki i Drukarstwa czasopismo katolickie w języku polskim „Wspomnienie eucharystyczne”, które ukazało się jako organ krucjaty eucharystycznej. Magazyn ukazywał się cztery razy w roku. Numer cztery, który do nas trafił, został wydrukowany w 1938 roku.

Мёрская даўніна, ліпень, 2020

Nowy prezent dla Miorszczyzny od V.A. Ermalenka – książka „Kapliczka nad jeziorem”

Jest to pierwsza gruntownie usystematyzowana publikacja duchowo-edukacyjna poświęcona Kościołowi Miory, nazwanej imieniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i św. Biskup-męczennik Josafat Kuncewicz. Książka ta zawiera informacje nie tylko o ceglanym kościele z początku XX wieku. z czerwonej cegły, do której jesteśmy tak przyzwyczajeni i uważamy ją za dziedzictwo wspólnej historii i duchowości, ale także o jej poprzedniku – drewnianym kościele z XVII wieku. Istnieją bardzo skromne informacje o starożytnej świątyni, która niestety nie przetrwała do naszych czasów, ale one, skrzętnie zebrane z różnych źródeł archiwalnych, mają dla nas ogromne znaczenie, a także artefakty z jej wnętrz, wśród których – Tureckie kotły z XVII wieku, przypominające chwalebne zwycięstwo naszych przodków w bitwie pod Wiedniem, w której świat chrześcijański został uratowany przed tureckim podbojem. Główna część książki poświęcona jest historii współczesnej świątyni zbudowanej w stylu neogotyckim, omówieniu biografii jej księży, życiu parafii. Wprawdzie autor nie twierdzi, że temat jest kompletny i kompleksowy, ale jednocześnie wniósł nieoceniony wkład do wspólnego skarbca wiedzy o Kościele Miory, jego kapłanach i parafii, która będzie dalej rozbudowywana i uzupełniana o nowe materiały i dowody – dane archiwalne, obiekty , które w różnym czasie należały do ​​kościoła i można je przypadkowo znaleźć, fotografie i nie tylko. Wydanie ma miękką oprawę. Na jego głównej stronie znajduje się współczesna fotografia kościoła Miory. Wyjątkowy kolor tego zdjęcia polega na tym, że wieże kościoła odbijają się w żyrandolu jeziora, nad którym stoi – nic dziwnego, że książka nosi tytuł „Kapliczka nad jeziorem”. Tło okładki stanowi wizerunek tafli jeziora, po którym unoszą się oświetlone słońcem chmury. To tło całkowicie wypełnia tył okładki i wtapia się w obraz na jej głównej stronie. Książka jest naprawdę nowym wydaniem: w tym roku ukazała się w mińskiej drukarni „Capital Print” w nakładzie 200 egzemplarzy. Wydanie liczy 262 strony i jest bardzo bogato ilustrowane. Ilustracje przedstawiają kościół Miory, jego wnętrza, oryginalne przedmioty liturgiczne, dokumenty i książki, zdjęcia księży i ​​parafian i inne. Wśród zdjęć jest wspomniany wcześniej turecki kotły, który został zakupiony kosztem V.A. Ermalenka jest nadal osobą prywatną i jest przechowywana w stowarzyszeniu muzealnym Szkoły Miory nr 3. Treść książki składa się z 34 elementów konstytutywnych, spiętych jednym zamysłem autora. Czytelnik może zapoznać się między innymi z historią budowy kościoła murowanego, historią jego dzwonów i organów – głosami kapliczki, które nieodłącznie towarzyszą wszystkim ważnym wydarzeniom z życia parafii, a także wiele innych okoliczności. Zawarte tu biografie kapłanów stanowią bardzo ważną część książki. Po pierwsze, ukazują życie Kościoła, a po drugie przykład posługi i pracy kapłanów jest przykładem dla każdego chrześcijanina, który może być inspiracją do posługi duszpasterskiej, do odkrycia powołania Bożego. Niniejsza publikacja będzie przydatna dla wiernych Kościoła Miory, katolików z innych parafii, naukowców, lokalnych historyków i wszystkich zainteresowanych przeszłością Miory, jego życiem duchowym i osiągnięciami pozostawionymi nam z woli Bożej i historii. Parafia to nie tylko wspólnota członków kościoła, ale jedność ducha i modlitwy, jedność życia i przeznaczenia, w której każdy musi czynić wysiłek dla dobra wspólnego i osiągnięcia ideału pobożnego życia. Parafia Miory wiele zrobiła i nadal robi to w ramach tego ideału, ale wynik zależy od ciągłej pracy i pomocnego udziału wszystkich. Bogata lista źródeł i literatury świadczy o objętości pracy autora i jej dokładności. Wydanie „Sanktuarium nad jeziorem” zostało wydrukowane na własny koszt V.A. Ermalenok i poświęcony świętej pamięci jego matki Barbary Adamovny Ermalenok (1925-2019). To dobre przypomnienie o dobrej osobie. Niech jej dusza spoczywa w niebie … I życzymy autorce życia łaską Bożą, zachowywania zawsze mocy wiary i natchnienia, a także wydania drugiej edycji tej wspaniałej książki, która stała się dobrym wsparciem i pomocą w tworzeniu najpełniejszej historii Kościoła Miory. Czytajmy i uczmy się razem! Link bibliograficzny: Ермалёнак, В.А. Sanktuarium nad jeziorem: historia kościoła rzymskokatolickiego Miory pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i św. Biskup Męczennik Josaphat Kuntsevich od starożytności do współczesności / V.A. Ермалёнак. – Mińsk: Capital Print, 2020. – 262 str.

Мёрская даўніна, ліпень, 2020

 

Ku pamięci żołnierzy 1920 roku

W tym roku mija stulecie zakończenia wojny polsko-radzieckiej. Najostrzejsze walki miały miejsce w Miorszczyźnie na początku lipca 1920 roku. Wielu polskich żołnierzy zginęło, wstrzymując marsz Armii Czerwonej na zachód. Celem rządu radzieckiego była światowa rewolucja, dlatego walka o nowo odrodzoną Rzeczpospolitą uratowała Europę przed inwazją bolszewików. Na naszym terenie najbardziej znaczące pochówki polskich żołnierzy znajdują się we wsiach Jazna, Draguny oraz w mieście Miory. 16 lipca polska delegacja na czele z radcą Ambasady RP na Białorusi Arkadym Klembkiem, zastępcą attache wojskowego Ambasady RP mjr Tomaszem Burdą oraz innymi gośćmi z Polski odwiedziła stary cmentarz miejski w Miorach, aby uczcić pamięć żołnierzy tamtej odległej wojny. Na początku rektor kościoła Miory ks. Dziekan Andriej Kulik wraz z innymi księżmi odmówił modlitwę za dusze poległych żołnierzy. Następnie w krótkim wystąpieniu Arkady Klembek zwrócił uwagę, jak ważne jest zachowanie pamięci o żołnierzach poległych w obronie swojego państwa, podziękował mieszkańcom oraz władzom powiatu za opiekę nad cmentarzem żołnierskim. Valery Draba, zastępca przewodniczącego okręgowego komitetu wykonawczego Miory, zapewnił, że uczczenie pamięci ofiar jest obowiązkiem każdego człowieka. Na zakończenie uroczystości wieńce na grobach złożyły Ambasada RP i Okręgowy Komitet Wykonawczy Miory. W upamiętnieniu poległych żołnierzy wzięli udział Alexander Tronkin, kierownik wydziału kultury powiatowego komitetu wykonawczego, korespondenci Leanid Matelenak, Zmitser Lupach i Leanid Yuryk, szef stowarzyszenia muzealnego Witold Ermalionak oraz mieszkańcy centrum dzielnicy.

Мёрская даўніна, ліпень, 2020

Nowe nabytki dla muzeum w Miorach

Zakupy kierownika muzeum
W czerwcu Witold Ermalionak kupił na własny koszt kolejny eksponat. Kupił od mieszkańców Miory dwa wydania polskojęzyczne dla Muzeum Książki i Drukarstwa. Najstarszy z nich pochodzi z pierwszej połowy XIX wieku. – modlitewnik dla katolików, ozdobiony kilkoma rycinami. Druga książka to także modlitewnik – „Najkrótszy katechizm dla rzymskokatolików”, wydany w 1931 r. w drukarni św. Wojciecha. Autorem książki jest ksiądz-biskup E. Likowski. Do Muzeum Książki i Drukarstwa zakupiono kilka polskich kart okolicznościowych, kalendarzy ściennych i losów loteryjnych. Ponadto Vytautas Ermalenok kupił do muzeum etnograficznego fabrycznie wykonany dywan z lat 50., drewnianą łyżkę, dzbanek do smoothie i lampę naftową. Najciekawszym z zakupionych eksponatów jest haftowany ręcznie tkany obrus z lat czterdziestych XX wieku. Mała ikona w metalowej ramie z lat trzydziestych XX wieku została zakupiona do muzeum Domu Chłopskiego. w imię Najświętszego Serca Jezusowego. Jego wymiary to 5,5 na 4,5 cm W muzeum historycznym zakupiono certyfikat perkusisty dzieła komunistycznego Szokela Marii z 1980 roku, pracownika okręgowego związku konsumenckiego Miory.

por. Edward Pobożny – Miory

KOREKCJA BŁĘDU
W 2007 roku, podczas rozbiórki starego hotelu Miory, odnaleziono prawie dwieście zdjęć, które opowiadały o polskim poruczniku Edwardzie. Niestety nigdzie na zdjęciach nie było podpisu jego nazwiska. Początkowo nasze poszukiwania rzekomo zakończyły się sukcesem. Polski Instytut Pamięci Narodowej przesłał materiał, w którym poinformował, że porucznik nazywał się Pieńkowski, miał żonę i syna, służył w batalionie Słobódki Straży Granicznej. 1 września 1939 r. Został wysłany do Klecka, gdzie wycofał się do Związku Radzieckiego. schwytany i rozstrzelany w 1940 roku wraz z tysiącami polskich oficerów w miejscowości Miednoje niedaleko miasta Twer. Ale wiosną tego roku jego prawnuk przysłał nam zdjęcia z Łodzi i informację, że zdjęcia znalezione w Miorach nie są jego pradziadkiem. Twierdził o tym jego syn, który nadal mieszka w Łodzi. Na potwierdzenie przesłał zdjęcie swojego pradziadka Edwarda Pieńkowskiego. Rzeczywiście, na naszych zdjęciach wizerunek Pieńkowskiego nie odpowiadał przesłanemu. W maju, dzięki naszej niespokojnej korespondentce Jolancie Iskrze, otrzymaliśmy nowe i aktualne informacje o poruczniku Edwardzie na podstawie materiałów Księgi Pamięci Ziemi Smoleńskiej. Dlatego teraz publikujemy informacje zaczerpnięte z książki „Pamięć” regionu smoleńskiego. Nazwisko porucznika brzmiało Pobożny, imieniem EDWARD-Józef Kazimierz, urodził się w Rzeszowie w 1912 roku. Polak, bezpartyjny. Najciekawsze jest to, że w ankiecie miejsce pracy podane jest jako prywatny przedsiębiorca, a miejsce zamieszkania to Miory w Polsce. E. Nabożny został aresztowany przez NKWD rejonu smoleńskiego 6 lutego 1941 r. I skazany na podstawie art. 58-13 14 kwietnia 1942 r. Artykuł ten przewidywał karę, w tym egzekucję za czynną akcję lub walkę przeciwko klasie robotniczej i ruchowi rewolucyjnemu pod rządami carów lub podczas wojny domowej. Ale taki wyrok nie został wykonany. Była wojna, rząd radziecki w tym czasie aktywnie współpracował z rządem polskim w Londynie, dlatego Edward Pobożny, jako obywatel polski, został wysłany do Sarańska. Tam dołączył do armii Andersa i szedł z nią przez całą drogę. Po rozwiązaniu armii Andersa wyjechał do Buenos Aires, ożenił się i zamieszkał z rodziną w Chicago. Zmarł w 1984 r. Jego brat Antoni służył przed wojną w Lidzie, wzięty do niewoli sowieckiej walczył także z armią Andersa. Mieszkał w Wielkiej Brytanii, gdzie zmarł, więcej informacji można uzyskać od jego siostrzeńca Edwarda Pobożnego Fila.

Podróż po Jaźnieńszczyźnie (d. pow. Dzisna, gmina Jazno)

Pod koniec marca miejscowy historyk Vytautas Ermalionak, dzięki swemu rodakowi-pisarzowi Slavamirowi Darhelowi, zawiózł go do największej wioski w rejonie Miory – Jazno. Nasi towarzysze w Jaźnieńszczyzna byli szefami klubu „Vera. Nadzieja. Miłość ”Salomeya Sinyavskaya, członkowie klubu Alena Serahova, Volha Mokhava. Szef stowarzyszenia muzealnego wielokrotnie organizował wyprawy z „organistami” do Yaznenshchina, ale nasz region jest tak bogaty, że bez względu na to, jak bardzo się rozglądasz, wciąż można znaleźć nowe informacje lub nowe eksponaty w tym samym miejscu. Tak było tym razem. Najpierw odwiedzili wioskę Bosianki do Alyaksandr Yakushin. Vitaut Ermalenok po raz pierwszy spotkał go ponad 10 lat temu podczas naszej wycieczki rowerowej „Disney-Elnyansky ring”. Teraz nasz znajomy tworzy gospodarstwo i znalazł kilka charakterystycznych kamieni do jego dekoracji. Interesował nas przede wszystkim kamień z wnęką, podłużny, o długości 1,5 m, szerokości 0,70 m, wysokości 0,70 m. Najprawdopodobniej był to ołtarz w czasach przedchrześcijańskich. Obok domu stał duży kamienny grill. Według właściciela kamień znajdował się w wiatraku we wsi Cząstki. Jego wymiary to 1 m średnicy i 40 cm szerokości, a dla naszego muzeum historycznego Aleksander Jakuszin podarował pozostałości amunicji wojskowej znalezionej na miejscu wojny polsko-radzieckiej 1920 roku. Nasz następny przystanek znajdował się we wsi Bosianki-2. Tam spotkaliśmy się z jego mieszkańcami Fursem Michaiłem Famichem, urodzonym w 1949 roku, i Szamszurem, Kleopatrą Iwanowną, urodzonym w 1941 roku. Powiedzieli, że młynarzem we wsi Parts był Furs Anthony. Kiedy umarł, młyn został rozebrany. Stało się to w 1958 roku. Teraz sama wioska nie istnieje. Dla muzeum etnograficznego właściciele podarowali piłę do piłowania bali na deskach, łańcuch do młócenia zboża, stary topór stolarski. W opuszczonym budynku kierownik muzeum znalazł formę do wykonania cegły, duża drewniana łyżka, szpule do rozwijania kłębków nici i inne rzeczy. W pobliżu wioski Owieczki uczestnicy wycieczki obejrzeli duży kamienny krzyż. Lokalna legenda głosi, że pod nim pochowany jest generał napoleoński. Ale podobne krzyże ustawiono na cmentarzu wiejskim, ten sam, tylko mniejszy, zachował się na cmentarzu we wsi Cvetina. Zachowały się tu kamienie ze starego cmentarza, tak niegdyś oznaczano miejsca pochówku. W drodze do Jazna zatrzymali się pod popiersiem rosyjskiego poety Aleksandra Puszkina, co świadczy o tym, że kiedyś toczyło się życie kulturalne, bo samo centrum kultury, ogromny wiejski klub, już dawno zostało zamknięte. Po drodze odwiedzono także duży cmentarz, niegdyś dużą wieś Bosianki, składającą się z trzech części pod numerami Bosianki 1, 2, 3. Wieś Bosianki wzmiankowana jest w XVI wieku, dlatego pochówki są tam obecne do dziś. Na cmentarzu znajdowała się kiedyś stara kaplica, ale na rozkaz przewodniczącego rady gminy Jazno Sviridzenka Valentina została zniszczona, z jej kamieni zbudowano chlew. Tylko los przewodniczącej był nie do pozazdroszczenia, odwrócili się od niej nie tylko znajomi, ale także krewni. W Jaźnie odwiedziliśmy cmentarz żołnierzy polskich poległych w latach 1919-1920, a także nagrobki dawnych właścicieli majątku Jazno Korsakov. Pogrzeb został zorganizowany dzięki pracowitości Salomei Sinyavskiej i Natalii Zhoydik, którym nie jest obojętne zachowanie przeszłości. W pobliżu kościoła można było zobaczyć pochówki założycieli kościoła Muraszowa, którego syna torturowali bolszewicy w Berezweczu. W pobliżu kościoła znajduje się cmentarz wiejski, na którym znajduje się wiele ciekawych pochówków. Znajduje się tam również prosty betonowy pomnik nieznanych 33 żołnierzy Armii Czerwonej, który został wzniesiony podczas polskiej okupacji, a w czasach radzieckich nikt się nim nie opiekował. Następnie nasza droga wiodła do wsi Kuryłowicze. Po drodze zatrzymali się, aby uczcić pamięć cywilów z Yaznenshchina, którzy zginęli z rąk hitlerowskich okupantów. Grób jest dobrze zaaranżowany, postawiono na nim nowy pomnik z nazwiskami ofiar. W Kuryłowiczach spotkała się ostatnia z dynastii młynarzy tej wsi Hlebka Lew Nikołajewicz urodził się w 1935 roku. Młyn z czerwonej cegły został zbudowany na rzece Istica w 1884 roku przez niemiecki Gape, później został odkupiony przez Muraszowa. Od początku młynarz był dziadkiem zmarłego w 1933 roku naszego rozmówcy Hlebki Siemion Wikentewicz. Jego następcą został jego syn Mikołaj, który zmarł w 1963 roku. A ostatni malował Lew Hlebka. Do 1982 roku wirowały tu kamienie młyńskie. Już przy pierwszym właścicielu zainstalowano tu parowóz słynnej niemieckiej firmy Blender. Dzięki różnym kamieniom młyńskim można było zmielić ziarno na mąkę różnej klasy. Ciekawym rozmówcą okazał się Lew Nikołajewicz i wiele nam opowiedział o przeszłości. W jego pamięci są dobrze zachowane opowieści o właścicielach Kuryłowiczów, panu Muraszowie, którzy byli ostrożnymi właścicielami i dbali o miejscową ludność. Eugene Fyodorovich Murashov był agronomem, absolwentem słynnej Akademii Timiryazev za czasów carskich. Jeśli w latach 1917-1918 był rok mokry, a chłopi nie zbierali zboża, Muraszow dostarczał im darmowe nasiona. Dlatego gdy w 1940 roku NKWD zajęło Muraszowa, miejscowi płakali. Popełnił samobójstwo bez znoszenia tortur w więzieniu w Berezvets. Jego żonie Nadieżdzie Wikentsevnie udało się znaleźć w Jugosławii. Jego synowie Aleksander i Witalij studiowali na Uniwersytecie Wileńskim, przeżyli wichurę wojenną, nie wrócili do domu. Vital jako inżynier brał udział w budowie elektrowni jądrowej Ignalina na Litwie. Czas wojny wspominał również Lew Nikołajewicz. W pobliżu istniały strefy partyzanckie, więc często odwiedzano partyzantów, którzy spalili majątek Murashov i szkołę w Jaźnie. Próbowali też spalić młyn w Kuryłowiczach, ale mieszkańcom udało się ich przekonać, aby tego nie robili, bo cała wieś mogłaby spłonąć. Po wycieczce do Yaznenshchina uczestnicy zjedli pyszną kolację z gospodynią Salomeą Sinyavską. NASZE SUKCESY Uczniowie klas dziewiątych, członkowie grupy „Organiści przeszłości”, wzięli udział w quizie internetowym poświęconym 75. rocznicy Zwycięstwa w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Quiz nosił tytuł „Jesteśmy wierni tej pamięci”. Paniznik Alexander, Paniznik Kirill i Klimentyeva Arina wykazali się dobrą znajomością historii wojny i zajęli trzecie miejsce.

МЁРСКАЯ ДАЎНІНА
Выданне рады музеяў ДУА “Міёрская СШ №3”
гуртка “Арганаўты мінулага” № 5 (113) 2020

Publikacje uczniów liceum w Dziśnie w okresie międzywojennym

Wiemy, że licealiści z Dzisny publikowali magazyn „Nasz połysk” co dwa miesiące od 1930 roku, ale nie mieliśmy informacji o corocznych publikacjach uczniów szkół średnich aż do 1930 roku. Zofia Iskerska-Stanevskaya, była studentka i znana badaczka historii  Gimnazjum w Dziśnie, nawet nie wspomina o takich kwestiach w swojej dokładnej książce „State Gymnasium and General Lyceum in Disney” im. Grzegorza Piramowicza. Dr Evgeniyush Zbela, absolwent gimnazjum, nie ma informacji o tym wydaniu w swojej książce „Dzisna jest fortecą nad Dźwiną”. Dzięki współpracy z Iolantą Iskrą z Olsztyna mamy kopie czasopism wydawanych przez harcerzy ze szkół średnich. Dlatego dla osób zainteresowanych historią przeszłości dokonamy krótkiego przeglądu tych publikacji, które zostały opublikowane w języku polskim. Pierwsze i drugie wydanie magazynu „Czujka nad Dźwiną” – „Warta nad Dźwiną” – edycja zespołu harcerskiego z Dzisny – ukazało się najprawdopodobniej w 1925 r., Ponieważ obejmuje lata akademickie 1923–1924. W sumie zawiera 20 stron. Magazyn został wydrukowany w drukarni Okręgu Szkolnego w Wilnie. Na pierwszej stronie znajduje się wiersz Adama Mickiewicza, który stał się hymnem Filomatów. Każdy czteroliniowy wiersz kończy się apelami: „Ojczyzna. Nauka. VCharity ”,„ Odwaga. Praca. Zgoda. Na drugiej stronie znajduje się przedmowa z redakcji, z której dowiadujemy się, że zespół harcerski pracuje w Dziśnie od prawie roku i dlatego chce rozmawiać o swojej pracy. Jest to pierwsze wydanie drukowane w Dziśnie, dlatego redaktorzy proszą, aby nie krytykować jej pracy ściśle, ale wspierać ją w każdy możliwy sposób. Kolejny numer to bez tytułu wiersz o nadejściu wiosny. Jest podpisany pod pseudonimem „Mowgli”. Drużyna zwiadowców Dzisny została nazwana na cześć przywódcy powstania w 1863 roku, Romualda Traugutta, więc uczeń liceum Bogdan Babiatiński zawiera krótki biograficzny esej o tym chwalebnym bojowniku o niepodległość. W sekcji „Myśli i poglądy” czytamy wypowiedzi sławnych ludzi o cechach prawdziwych ludzi. Esej „Above the Blue Waves of Dvina” zawiera ogólny opis historii miasta Dzisna. Autor podaje pierwszą wzmiankę o Dziśnie w 1202 roku jako wiosce rybackiej. Następnie autor zawiera znane informacje o historii miasta, a na koniec zachęca młodych ludzi do nauki, jak stać się godnymi obywatelami regionu i przyczynić się do jego odbudowy. Artykuł został podpisany skróconym nazwiskiem „ski”, prawdopodobnie także Babiatinski. Leopold Rosenthal, czwarty równiarka, alegorycznie w wierszu „Akt” alegorycznie pokazuje możliwość zbawienia poprzez choćby jeden akt na przykładzie tonącego statku. W krótkim szkicu „Wilk” autor zawiera kolorowy opis drapieżnika leśnego podczas polowania na zdobycz. Szkic jest również podpisany pseudonimem „Cierń”. Wielki bez tytułu wiersz w tym numerze, poświęcony życiu zwiadowcy, jest jak zaproszenie do dołączenia do szeregów zwiadowców i jest podpisany pseudonimem „Ogon”. W ostatnim artykule zatytułowanym „Cele podróży i obozów harcerskich” autor pod pseudonimem „Old Achilles” opowiada o zainteresowaniu i znaczeniu pracy harcerzy w badaniu historii i natury regionu dla formowania się obywatela. W magazynie, mo, jest tak wiele pseudonimów, że uczniowie szkół średnich byli zastraszani przez krytykę ich jeszcze niedoskonałych dzieł, zarówno dorosłych, jak i przyjaciół. Na ostatniej stronie publikacji znajduje się reklama, z której dowiadujemy się, że harcerze Dzisny próbowali zarobić pieniądze na własne potrzeby publiczne. Dlatego w magazynie czytamy o otwarciu warsztatu do produkcji skomplikowanych kapeluszy ze słomy, produkcji do produkcji flag, kapeluszy, herbów, warsztatu introligatorskiego. Ponadto istnieje wezwanie do wsparcia kiosku „Bractwo”, który sprzedaje artykuły papiernicze. Miory Antiquity, kwiecień, 2020 6 Trzeci i czwarty numer publikacji, zebrany pod jedną okładką pod tytułem „Worth of Disney”, ukazał się w 1928 roku. W sumie ta kopia magazynu ma 28 stron. Na pierwszej stronie oprócz tytułu znajduje się zdjęcie drużyny harcerskiej Dzisny, pośrodku której stoi dyrektor gimnazjum Tadeusz Stanewski. Numer rozpoczyna się wierszem poświęconym urodzinom głowy państwa polskiego Józefa Piłsudskiego. Wiersz napisał Leopold Rosenthal, który studiował w gimnazjum w latach 1923–1928. Następnie zostaje opublikowany esej „Stosunek krzyżowców do Polski” autorstwa ucznia gimnazjum Jana Lastowskiego. Najprawdopodobniej był to syn jego brata Wacława Lastowskiego, który mieszkał w tym czasie w Dziśnie. W 1930 r. ukończył szkołę średnią. Opracowanie zawiera dogłębną analizę relacji między Polską a krzyżowcami od końca XII wieku do drugiej połowy XVI wieku. W dalszej części numeru czytelnik może zapoznać się z wierszem lirycznym ucznia liceum – ucznia w latach 1921–1928. Antoni Shantyr „From Spring Reflections”. Z opowieści „Polowanie na lisy” dowiadujemy się o konkursach zwanych drużynami zwiadowczymi „Lisy”, „Lwy”, „Jelenie” ze zręcznością, umiejętność ukrywania się w polu, prowadzenia śledzenia itp. Ten artykuł nie jest podpisany. Potem jest kolejny wiersz liryczny Leopolda Rosenthala „Odrzuć”, w którym przekazuje osobiste uczucia i doświadczenia. Lokalnych historyków szczególnie interesuje artykuł zatytułowany „Dzisna – wyjątek od reguły”. Jego autor podpisał się pod pseudonimem „Eagle”. Artykuł opowiada o historii małego miasteczka i jego upadku dzisiaj. Ale pomimo okropnej sytuacji ekonomicznej dzięki gimnazjum tętni życie publiczne. Wiersz Heinricha Heine’a „Lorelei” przetłumaczony i zredagowany przez licealistę Antona Shantyra również został opublikowany w czasopiśmie. Wydanie kończy się także wierszem tego autora zatytułowanym „Biała noc”. W redakcji magazynu znaleźli się uczniowie gimnazjum Bohdan Babiatyński, Zyanon Hajewski, Leopold Rosenthal i Irena Shantyr. To wydanie zostało wydrukowane w Wilnie przez drukarnię Znich. Tak więc znalezione numery czasopism harcerzy Dzisny świadczą przede wszystkim o wysokiej pozycji obywatelskiej uczniów szkół średnich, ich pragnieniu czerpania korzyści z ojczyzny, którą dla nich była wówczas Polska, i ich ziemi. Publikacje potwierdzają obecność utalentowanych studentów  Gimnazjum w Dziśnie. Nic dziwnego, że wielu jego absolwentów stało się w przyszłości znanymi poetami, pisarzami, uczonymi, osobami publicznymi i religijnymi. Po tym numerze ukazał się jeszcze bardziej znaczący dwumiesięcznik „Nasz połysk”. Dobry przykład dla dzisiejszego pokolenia uczniów, którzy mając technologię komputerową, wykazują niewielkie pragnienie kreatywności.

Мёрская даўніна, красавік, 2020

Ludwik Orłowski – żołnierz AK z Mior

LUDWIK ORŁOWSKI

Imię ojca: Ludwik
Imię matki: Zofia
Nazwisko rodowe matki: Pankiewicz
Data urodzenia: 1927-09-08
Miejsce urodzenia: Miory, pow. Brasław, woj. wileńskie
Data śmierci:
Miejsce śmierci:
Przynależność do AK lub organizacji pokrewnych: Okręg Wileński AK, 8 Oszmiańska Brygada AK – dowódca por. Witold Turonek (ps. “Tur”), zastępca por. Józef Zygowiec (ps. “Góral”)
Stopień wojskowy, funkcja, pseudonim: szeregowy, łącznik
Miejsce zamieszkania przed aresztowaniem: Wilno – Antokol, ul. Słoneczna 11
Aresztowanie – okoliczności, data, miejsce: 10.1944 r. przez NKWD w Wilnie przy ul. Zawalnej podczas obławy
Więzienia: Wilno (areszt ul. Mickiewicza, więzienie Łukiszki)
Kara – paragraf, rodzaj, wymiar: śledztwo za przynależność do AK; nie sądzony, w łagrach bez wyroku, na czas nieokreślony
Łagry – nazwy, okres pobytu: 1945-1946 r. – Donbas, USRR – kopalnia węgla im. Woroszyłowa; Kalinowka, Gorkowska oblast – kopalnia węgla; praca pod ziemią – górnik; ucieczka z łagru w maju 1946 r.
Zapamiętani współwięźniowie: Józef Ościk (zam. po wojnie Toruń), Jan Czerniawski (Gdańsk), Kazimierz Połujański (Gdańsk)
Data zwolnienia: 05-1946
Zesłanie: nie
Data powrotu do Kraju: 05-1946
Miejsce powrotu: Gdańsk
Posiadane odznaczenia: Krzyż Partyzancki, Krzyż AK, Medal Wojska Polskiego
Inne informacje: Pan Orłowski po internowaniu jego Brygady w Miednikach w lipcu 1944 r. uciekł i ukrywał się w Wilnie. Po ucieczce z łagru w maju 1946 r. powrócił do Wilna, by następnie repatriować się do Gdańska. Po przyjeździe do Polski absolwent technikum budowlanego i 3-letniej Wieczorowej Szkoły Inżynierskiej. Pracował jako inspektor nadzoru budowlanego.

https://armiakrajowa-lagiernicy.pl/baza-zolnierzy-lagiernikow/entry/170/

Szlakiem „Srebrny Pierścień Miorszczizny”

Na zaproszenie przewodniczącego Rady Powiatowej Miory Marii Bonifatowej lokalny historyk Witold Jermolenok przeprowadził wycieczkę dla działaczy młodzieżowych w okolicy wzdłuż opracowanego przez niego szlaku „Srebrny pierścień Miorszczizny”. Tym razem była różnica,

trasa rozpoczęła się nie od zapoznania się ze starożytnymi zabytkami, ale od wizyty w najnowocześniejszym budynku – walcowni Miory, której budowa zostanie ukończona w najbliższej przyszłości. Trasę poprowadził nasz rodak, dyrektor generalny zakładu Piotr Szymukowicz. Uczestnicy wycieczki byli pod wrażeniem skali budowy i jej znaczenia dla rozwoju gospodarczego obszaru. Następnie, jak zwykle, Witold Jermolenok mówił o głównych zabytkach w podróży: majątku Światopełk – Mirskich w Kamienpolu, źródle „Wody święconej” w Janowie, historii wsi Przebrodzie i jej zabytkach. Wycieczkowicze odwiedzili sanatorium „Rosinka”, majątek Dmochowskiego w Zabłociu, gdzie dzięki staranności szefa klubu Ludmiły Beli powstało muzeum życia ludowego. Gospodyni klubu zabrała na kawę i herbatę oraz narodowe danie Staroobrzędowców – koniec ciast z twarogiem. Witold Jermolenok mówił o ciernistej ścieżce buntownika i rzeźbiarza Henryka Dmochowskiego. Dalej ścieżka wiodła przez Kryczew, Dziedzinę, gdzie miejscowy historyk opowiadał o dawnych zabytkach i sławnych rodakach, legendach i przedstawieniach tych miejsc. Szczególnie zainteresowane zwiedzaniem są zabytki architektury w Miłaszkowie i Idołcie – dwór Miłaszów-Świderskich z 1870 r., Kaplica z 1862 r., Kościół Matki Bożej Szkaplerznej 1938–1943. Zasmuciło ją, że nowoczesna trasa zniszczyła zabytek secesyjny w Kamienpolu z 1907 r., Pałac w Dziedzinie jest nadal niszczony, a dwór w Kamienpolu nie ma stałego właściciela. Ale są też plusy: dobrze odrestaurowane źródło w Dziedzinie, trwają prace nad kształtowaniem krajobrazu wokół dworu w Idołcie. Młodzież była pod wrażeniem tego, co zobaczyli i usłyszeli. W wycieczce uczestniczył Zastępca Przewodniczącego Komitetu Wykonawczego ds. Ideologii Walery Drab, Przewodniczący Rady Powiatowej Burmistrza Marii Bonifatowej, Irina Czerniawska.

Мёрская даўніна, сакавік, 2020

Zniszczenie zabytku w Kamienpolu

Kamienpol

Kolejna zbrodnia przeciwko naszemu dziedzictwu architektonicznemu miała miejsce w rejonie Miory. Tym razem ofiarą była stajnia w Kamienpolu – zabytek architektury zbudowany w stylu secesyjnym w 1907 roku. W tym czasie po wybudowaniu kościoła pozostało wiele cegieł, ponieważ pracowały cztery cegielnie. Właściciel Kamienpolu, Jan Światopełk-Mirski, kupił cegły i zbudował duży budynek, w którym przebywały wszystkie jego zwierzęta – krowy i konie. Stajnia została zbudowana z czerwonej cegły w stylu neogotyckim. Wszystkim, którzy zbliżyli się do Kamienpolu, wydawało się, że widzieli nie stajnię, ale bajkowy zamek. Takie wrażenie zrobiły zwłaszcza malownicze wieżyczki, wysokie tarcze, wąskie jak luki, okna, potężne bramy. Za stajnią były jeszcze trzy prostokątne na planie nadbudowy. Razem utworzyli zamknięty dziedziniec, który był używany zimą do wychodzenia dla zwierząt. Po nacjonalizacji majątku Mirskich na bazie siedziby utworzono kołchozowe gospodarstwo „Prawda”. Kołchoźnicy używali budynków gospodarczych, ale nie naprawiali, ale stopniowo rozbierali. W latach 70. i 80. XX wieku zniszczono podwórko, kuźnię, chłodnia i inne budynki gospodarcze. Stajnia była bardziej trwała, ściany trzymały się, ponieważ były wykonane z dobrze wypalonej cegły, ale dach pokryty gontem nie był naprawiany.

Chociaż budynek wyróżniał się charakterystyczną architekturą, nie znalazł się nawet na państwowej liście chronionych obiektów. W 2008 r. dach się załamał. Ale mury nadal mogły stać, aż do najlepszych czasów, kiedy pojawiłby się nowy gospodarz siedziby. Tylko na polecenie urzędników potężna technika zburzyła mury, tylko gruz ma zostać zakopany – i pozostanie płaskie miejsce, które nigdy nie przyciągnie uwagi podróżnika i turysty.

Miorskie dawne czasy, luty, nr 2 (110) 2020

„POD WOZEM I NA WOZIE” PAMIĘTNIKI KS. JÓZEFA BORODZICZA – probostwo i budowa kościoła w Miorach (1905 – 1907)

 

214509_1b — kopia

ROZDZIAŁ X.

Probostwo w Miorach (1905 1907).

Niedługo po tych wypadkach kazał mi ks. Biskup Ropp jechać na nowe probostwo do Mior w powiecie Dziśnieńskim. Miory miały w dziejach kościoła katolickiego na Liwie kartę zapisaną krwawymi zgłoskami prześladowania i męczeństwa. Kiedy

,) W Rosyi istnieje zwyczaj przeniesiony i mIędzy katoUckie du:howicli· SIWO z prawosławia, ie rtąd za szczegółne zaslugi obdarUl kapłanów krzyżem podObnym do tego, jaki nOSL.l biskupi i prałaci. Ta~ie krzyie niczaleinie od oznak kanonickich ta nagrodę rozdają i biskupi, (jak wyiej mnie dał ks. biSkup Zwierawicz ta zasługi połotone około parafii Lidzkiej).

– 44

po zgnieceniu powstania 1863 r. padło ze strony rządu hasło tępienia katolickiego kościoła, chwycili się jego przedstawiciele wypróbowanej na unitach w 1839 r. taktyki g wa ł I u. Katolickie parafie kasowano, a wiernych gwałtem lub podstępem zapisywano na prawosławi~. W tej pracy missyjnej odznaczyli się książe Chowański, tatar Jakubowski i żyd Zawadzki. Szlachetna la trójka grasowała także w okolicach Micr. Już dziewięć okolicznych kościołów zamienili oni na cerkwie a lud zapisali w prawosławie; kolej przyszła i na Miory. Ze wspomnianymi misyonarzami przybyły do miasteczka wozy z wódką, mięsem, chlebem, pierogami i podarunkami. Cały ten tabor rozmieścił się niedaleko kościoła w gminie (włości) ‚) dokąd pędzono lud z całej parafii. Przystawiono do włości i miorskiego proboszcza ks. Jakubowskiego, (nie owego tatara) sadzając go przy stole pomiędzy urzędnikami. Zaczęło się tedy pojenie wódką i namawianie na prawosławic. Zmuszano do picia i księdza, który się wzbrania. Podpici czynownicy zaczynali być bardzo natarczywymi, gdy nagle jakiś młodzieniec nieznany zjawia się j woła na cały głos: „Księże! czell1prędzej do kościoła! Jest tam konający !” Ksiądz się zerwał na równe nogi i pobiegł 1a nim, a przeraieni krzykiem policyanci i popi nic śmieli go zatrzymywać. Tymczasem zaś lud, widząc, że proboszcz ucieka, poczęli także uciekać i kryć się gdzie kto mógł. W ten sposób ocalała miorska parafia od przejścia na pr,1wosławie. Ponieważ nikt nie wiedział, kim był ów nieznany młodzieniec, – a żadnego konającego w kościele nie było: więc rozeszła się wieść pomiędzy ludem, że to cudowna Matka Boska, czczona w miorskim kościele zarówno przez katolików jak i prawosławnych, posłała Aniola dla ocalenia obrazu swego od profanacyi. Czego nie dokonał gwałt i podstęp – to dokonał czas. Misjonarze prawosławni posianowili zaczekać aż kościół miorski drewniany, 400 lal mający, runie, na budowę nowego nie

) W ł oś ć – gmina, miejsce zebrań gminnych i mieszkanie S t a r S z y_ Jl Y (wójta).

– 45

da się pozwolenia i pralVoslawi~ sam;:, przel się rozgotci się i w Miorac!!. Lecz Pan Bóg pomieszał ich szyki przez pamiętny manifest tolerancyjny. • • •

Wobec Iych trudnych warunków dliwić się nie trzeba, że: tak zachwaszczonej i spustoszonej winnicy Pallskiej, jak MioTy. jeszcz! nie widziałem: kościół maly, drewniany, od wielkiej starości pochylony, grożący zawaleniem, – a zabud’wania parafialne wu)’stkic dachami wsparte o ziemię.

Widok budującego si~ kościoła w Miorac:l od wschodu.

Fundatorem kościoła był przed czterema wiekami Sebastya:1 Światopełk-Mirski, którego potomkowie żyją dotąd głównie w tej paraf.i. Okolica ładna, nawet nadzwyczaj malownicza i kościół w dobrem miejscu na pagórku, opasanym jeziorem i rzeką .

• .

– 46

Ale c61:, kiedy do najbliższej stacyi kolejowej jecht1ć trzeba

. „37 wiorst po drodze w jesieni i na wiosnę niemotliwej do przebycia – a lud pijallslwu, zabobonom i rozwiązłości oddany. W dodatku rzadko gdzie tyle sobie pozwalała policya i popi mleJscowi co lu.
Darli co mogli, ze wszystkich, a najwięcej z księdza Wincentego Brzozowskiego. 70-Jetni ten zgrzybiały staruszek był wobec nich bezradnym i zapędzonym w kozi róg. Przez 30 lat, jak był proboszczem miarskim, ze wszystkich stron straszono go i wyzyskiwano. to też słuchał wszystkich: i urzędników, i popów, płacąc im ile mógł, ‚::lyleby uniknąć pokuly w klasztorze lub co gorsza, nie dosiać się na wygnanie. Dla charakterystyki tego zacnego czlowieka dość powiedzieć, że manifest tolerancyjny, przysłany mu z konsystorza do ogłoszenia z ambony, uważał za żart nie na miejscu i nie chciał go ludowi obwieścić, a kiedy zjawił się kto do spowiedzi bez kartki organisty lub kości~llIego. odpędził go od konfesjonału, wołając na cały głos: „Precz! pandzieju! Precz! Kto wie, może jesteś prawosławnym? Zgubisz siebie a mnie na Sybir wyślą”. Ze strachu, tyjąc jak mysz na pudle. znai ….. niał i zdziecinniał całkowicie. Chociaż widział jeszcze nie źle, jednak zawsze na czole nosił okulary dla dodania sobie powagi, aczkolwiek przez ni~ nie patrzał. Oczywiście nadawało mu to wygląd bardzo zabawny. Ponieważ w pierwszych latach swego kapłallstwa był on więziony i omal przez Murawjewa nie rnzstrzelany: więc do kolica .życia pozostał pod tern wrażeniem i bał się wszystkiego… że go ktoś zadenuncyuje, zdradzi, wyda… Aby się zabf!zpieczyć na wszelki wypadek, zapraszał do siebie często uriadnika, jako najbliższą figurę rz.ąclową, która mogła dać się mu we znaki- raczył go i opłCieal, a ten znowu, wyzyskując go, prawił różne a nd ro n y, podnosił swe zasługi, przeceniał swoją opiekę. – Obywat~le miejscowi i lud lak się przyzwyczaili do tego, że się niczemu nie dziwili, opowiadali tylko sobie najświeższe koncepciki staruszka, a on, z nimi ceremonii nie robiąc nazywał ich dziećmi i błaznami. Największą jego plagą był mIeJSCOwy prystaw i prawosławny dziekan czercski – Bielawski. Z tym ostatnim sąsiadował o pięć „”iorst i miał go ciągle na karku, wraz z jego dziewięciorgiem dzieci, które chodziły do szkoły. Kosztowało to oczywiście dużo.a ie pop miał male dochody, więc na prawo i na lewo rwał, a jut

– 47

najWięcej z naiwnego miarskiego proboszcza. Proceder był wcale nie wyszukany i zawsze ten sam. Ile razy pop potrzebował pieniędzy, (co się często przytrafiało), zawiadomił swego katolickiego sąsiada, że doszły do niego wieści o ochrzczeniu, ślubie lub wyspowiadan iu jakiejś prawosławnej owieczki. Takie lakoniczne stwierdzenie faklu miało skutek niezwłoczny. Sama myśl o śledztwie, procesie, spać i jeść slarcowi nie dawała. Irytowat się, gniewał, fukał, wzdychał i ciągle powtarzał: .,Pandzieju, klasz!6r. .. Sybir … ” Kończyło się zawsze na tern, że, nie mogąc znalcść spokoju, brał 25 lub 50 rubli, jechal do popa i błagał go o przebaczenie, obiecując, że to się nigdy nie po~ wtórzy. Pop oczywiście udawał z początku pokrzywdzonego, rzucał si~, oburzał, gniewał, ale ostatecznie dawał się udobruchać, przyjmował wynagrodzenie, obiecywał ze swej strony, że będziemilaaf. Zgodę zapijano szklanką herbaty. O wykroczeniach księdza sąsiada nie było już więcej mowy, żegnano się i pocieszony ks. Wincenty wracał do domu. Podobnego procederu trzymał się i prysław. lon, jako prawowity czynownik, pieniędzmi nie gardził, a więc przy danej sposobności umiał się nasrożyć, rozprawiać o protokółach, donosach … tak, te biedny starowina dla świętego spokoju lal w niego wódki, ile się dało i pchał do kieszeni rubli, ile miał pod ręką. Wskutek tego na plebanii byla nieraz bieda wielka. Proboszcz żył jak nędzarz, a mimo to nigdy nic miał spokoju. A jednak co znaczy przyzwyczajenie. Kiedy z rozkazu ks. Biskupa przyjechałem do Mior, aby zająć jego miejsce, przyjął mnie jak wroga i przed owym uriadnikiem skarżył się, mówiąc: „Pandzieju! dowiedział się że moja parafia dobra i uprosił ks. biskupa, aby mu ją dał, a mnie usunął, i po co 10?!W

• •

Źe w takich warunkach lud był zaniedbany, łatwo się domyśleć. W dodatku bałamucili go przybywąjący z Kurlandyi na robolę protestanccy łotysze i to do tego slopnia, że podczas dni wolnościowych, kiedy to łotysze li siebie palili i grabili baronów, za ich przykładem i poradą począł się bunyć i lud miorski.

– 48

Doszło do tego, że, zebrawszy się na zebranie gminne, chłopi uchwalili utopić nielubianego i srogiego wójta a dworskie ziemie między siebie podzielić. Zjechałem właśnie do Mior, kiedy umysły były najbardziej wzburzone. Zaledwie mialem czas zagospodarować się na plebanii. jak. zjawił się u mnie ziemski naczelnik, Paszkowski z wiadomością te lud już się zebrał we włości, że łotysze go obałamucają i pchają gwałtem w nieszczęście. Pośpieszyłem tedy na miejsce i, stanąwszy wśród rozhukanego ludu, jąłem II1U przedstawiać ohydę zbrodni, jakiej się chce dopuścić,-grotące mu niebezpieczcllstwo, gdyby się targnął na cudzą własność lub tycie i odpowiedzialność przed Panem Bogiem. Czułem, że serca miękną i umysły się uspakająją. Tu i owdzie odzywać się pocz~ły głosy: „Ma słusznośćl Dobrze mówi”. Sprawa była wygraną. Po mnie wystąpił z mową pop l) Paweł i począł łajać, ale jemu mówić nie dano, choć pomiędzy katolikami byli żydzi, staroobrzędowcy i prawosławni, to jednak wszyscy oburzyli się na niego za jego łajanie i groźby. Nie wiele brakowało, a byliby go czynnie poturbowali. Musiałem utyć całej swej powagi, aby go wyrwać z ich rąk, bo chciano go v.’rZucić do jeziora. Tym razem więc gwaltów nie było. – Korzystając jednak ze sposobności spróbowałem zwrócić uwagę ludu na co innego: mianowicie przedstawiłem mu potaebę budowy nowego kościoła i innych zabudowalI parafialnych. Myśl w chwilę szczęśliwą rzucona poczęła, jak zobaczymy, kiełkować.

) Rosyanie popów nie nazywają po nazwisku ale po imieniu, Jak u nas. Ojców po klasztorach: wi~c n. p. nie pop BIelawski, ale O. Pawcl (Oliec Paweł).

– 49

ROZDZIAŁ XI.

Budowa kościoła w Miarach.

Pierwsze nabożeństwo w Miorskim kościele zrobiło na mni’~ silne wratenie. Kiedy ks. gość janukowicz wyszedł z wotywą, ja słucha lem spowiedzi. Widziałem jak lud się cisnął do kościółka, jak się zalewał potem j ciągle sp3g1ądał N górę. Spojnałem i ja, i zrozumiałem. Toż oni się bali, żeby chwiejący się strop nie runął im na głowy. – „Ładna historya”, pomyślałem. Ze sumą nic odważyłem się wyjść w kościele, kazałem urządzić nazewnątrz prowizoryczny oltarz i tam Mszę św. odtąd w niedziele i święta przez caly rok odprawiałem. Bylo więc koniecznością zbudować czemprędzej nowy kościół, to tei rozpoczęlem zaraz starania u władz o pozwolenie, a lud zachęcałem, aby się do tego przykładał. Zwołałem w tym celu osobne zebranie. Wybrano na nim komitet i najpierw naradzano, czy wogóle można brać się zaraz do dzieła, bo sześcioletni nieurodzaj zubożył lud i bez tego biedny. Jedni radzili czekać, drudzy budować kościół drewniany i nie duży, inni – ten sam podeprzeć, a o murowanym nie myśleć. Kiedy zaś ja obstawałem przy kościele murowanym, powiedzieli mi, że chcę .bicz z piasku wytoczyć”. Co było robić? Licząc n:l Opatrzność Bożą i dobre serce ludzkie, wobec widoc7nej potrzeby, począłem na razie pisać do pism katolickich artykuły, przedst::lwiające me położenie i naw<‚ływające do składek. Poczęto mi zaraz nadsyłać pieniądze. To mnie utrwaliło w mem postanowienilI. Architekt p. Dubowik zrobił plan, który przez konsystorz odesłałem do gubernatora.-Zanim nadeszła odpowiedt trafiło się, że podczas burzy w mojej nieobecności zawalilasię dzwonnica i kościołek się zachwiał jeszcze więcej. Była to oc?ywiście woda na mój m1yn … Czereski pop jednak chciał ją na swój pokierow<lć. Ponieważ w dodatku chciał się na mnie zemścić, żem mu jeszcze wizyty nie złożył i nie polecił jego łaskawym względom; więc skorzystał ze sposobności i zrobił donos, że to nie burll zniosla wieżę, ale ja j” podpiłowałem i spoPod wozem i na wozie. 4

– 50

wodowałem runięcie.-te kościół w Miorach jest zupełnie w dobrym stanie, i dla tego niema potrzeby budować nowy i t. d … Skutek był ten, że zjechał do Mior prysław, pokazał mi denuncyacyę popa, zbadał sprawę i odjech:ll. Na zapytanie gubernatora: Czy nowy kościół potrzcbny?-pop i pryslaw odpowiedzieli, że potrzeby niema. Ze 20 razy jc1dzilcm w tej sprawie do gubernatora i zawsze mi mówiono, że dokumenty jeszcze nie nadeszły. Wedle brzmienia cyrkularzy Murawjewa, na Białej Rusi i Litwie niezbędnem jest przyzwolenie popa do budowy kościoła w danej miejscowości. On ma w kaidym wypadku orzec, czy kościół jt!st potrzebny, czy będzie szkodliwy dla prawosławia, lub nie (? !) Ponieważ, jak powiedziałem. każdy wyjazd z Mior był podróżą długą. utię1:liwą i kosztowną, bo do Wilna trzebJ. by lo przejechać;:,ż trzy gubernie: Witebską, Kurlandzką i Kowicr\sk’l, i każda podróż koszlowalt! m,ie 1<(,10 25 rub.: wi:c Z:I dwudziestym Tazem miałem tego dosyć j powiedziałem gubematorowi, te tak <Ilużej trwać nie może, niechźe raI. powie, o co chodd. Wtedy wprost oświadcz)” , że musi mi odmówić, gdyż policya i pop twierdzą zgodnie, że kościół obecny jest calkiem wystarczający na potrzŁby Miorskiej parafii. Oburzony tern do żywego, zacząłlm mu opowiadać, jak przez zimę dla wielotysięcznego tłumu odprawiałem nabotetlslwo pod golem niebem, – jak wiatr, zimno. śnieg: i slota przeszkadzały ludziom się modlić, – jak mi ręce kośtnialy a w kielichu zamarzało wino, – jak chuchać musiałem, aby Krew Patlską mó..: w czasie Komunii spożyć – jakie grozi ludziom niebezpieczellstwo, jeśli go się wpuści do kościola: – w koncu dodałem, ze w tych warunkach nawet barbarzytica uznałby konieczność budowy nowego. Opowiec.ll.iałem w dalszym ciągu gubernatorowi, że kościół w Miorach jesl jedynym na wielkiej bardzo przestrzeni, bo kościoly sąsicdflie parafialne w Leonpolu, Czercsic, Orui, Pohościu, Przybrodzili i t. d. przerobiono na cerkwie a lud tllllltejsz.y katolicki jedynie w Miarach ma kościół, – wreszcie wobec lego, it popi i policya zrobili donos fałszywy, poprosiłem go, aby raczył wysłać komisję dla stwierdzenia lego co mówię. – Koszta zaś przejazdu sam chętnie gotów jestem ponieść. Uważałem, że to robi na nim wrażenie. Pożegnał mnie grzecznie, i obiecał, że się do mej prośby zastosuje. I rzeczywiście na

– 51

stępnej niedzieli, kiedy odprawiałem sumę, nadjechała komisja. Matka moja wyszła na ich !’Opolkanie i gości tymclasem przyjęła na probostwie, a kiedy ią pytali. czemu k5iądz z ludem modli się na polu, a nie w kosciele, odpJr:a, ż~ ks. proboszcz wyjaśni to najlepiej sam. Po Mszy św. wróciłem na plebanię. przywitałem gości i natychmiast poprowadziłem ich do kościoła, który obejrzeliśmy wobec ludu. Aby ich zupełnie przekonać o prawdzie tego, co mówiłem, wetknąłem kij pomiędzy deski, któremi był kościół oszalowany. Zagłębił się cały, bo ściana była zgniła. Obejrzeliśmy także wieżę, która nie dawno runęła; pokazało -się, 1e i wieża była zupełnie zgniła. Przekonali się tedy ci panowie naocznie, że kościół ledwie się trzyma i że pop z prystawern bezczelnie okłamali gubernatora. Skutek był ten, ze już w ciągu dziesięciu dni otnymałem pozwolenie na budowę, pod warunkiem zadosyćuczynienia wymaganiom prawa, t. j. wykazania połowy sumy, oznaczonej w ko.5ztorysie. W tym celu przysłano mi pryslawa. Pokazałem !nU książeczkę bankową, gdzie zanolowano tylko .~ rb., a potrzeba było co najmniej 15000; ze jednak jednocześnie wyciągnąłem z kieszeni kieskę i mu coś wręczyłem: więc nie zaglądając do książeczki, podpisał protokół i pozwolił gromadzić materyały. Ale na lem, nic koniec wstępnych kłopotów. Jeszcze raz wezwał mnie gubernator do siebie j podyktował naslę·pujące zobowiązan:e. ~Ja nitej podpisany ks. Jóżef Borodzicz zobowiązuję się niniejszem, te po otrzymaniu pozwolenia J. M. hrabiego iatyszczewa na budowanie kościoła w Miorach nie bt;dę zbierał ofiar w parafii Miorskiej”. Kazano mi się podpisać, ja zaś zdążyłem d”>pisać .a niez.będne na budowę pieniądze uzbieram poza parafią w i wtedy dopiero podpisałem się. Cieszył się gubernator hr. Tatyszczew, że związał mi nogi i ręce tą rozpiską, a tu tymczasem dał mi prawo do zbierania aN całym p311stwie. Nie omieszkałem z lego skorzystać.

– 52

ROZDZIAŁ XII.

Rekolekcye (misya ludowa) i nawracanie prawosławnych.

Jak nadmieniłem wyżej,lud katolicki w Miorach był w stanicsmutnej obojętności i zdziczenia. Kościół i cerkiew I ksiądz i popto bylo dla nich wszystko jedno, a o pacierz, katechizm pytać nic było co. Wódka, zabobony, wróżbiarstwa, zamawianie chorób, pijailstwo obniżało moralność tego zresztą poczciwego ludu, a żydzi go materyalnie rujnowali, Z początku w dnie powszednie m:tło kto bywał na Mszy w kościele, jednak powoli przez ciekawość zobaczenia nowego proboszcza, zaglądnął jeden, drugi do plebanii, zaszedł i na Mszę św. Wkrótce było ich coraz więcej, wreszcie gromadzono się:licznie. Starałem się kuć żelazo póki gorące,-o ile mogłem, przemawiałem do nich, oświecałem, pouczałem, pociesułem. Wreszcie postanowiłem użyć środka radykalnego. Zapowiedziałem ludziom, że przez 9 dni urządzę im rekolekcye. „Każdy, co weźmie w nich udział przynajmniej prz.ez 3 dni .. dozna w sobie samym cudu, pozna swe sumienie, oczyści je przez spowiedź. św. i odżyje na duchu”. NowoŚĆ pociąga. Garnął się’ tedy lud z bliska i z daleka, katolicki i prawosławny. Gdy to spostrzegli popi, uderzyli na alarm i poczęli mi przeszkadzać. Trafiło się. że dwie prawosławne kobiety, siostry Konachowe szły ze wsi Zacharni do Mior na to nabożeństwo. Strażnicy, nastawieni przez popów, je poznali i bez długich korowodów zamknęli w poblizkim chlewie. „Te;! waryat Miorski, wołał jederr z nich – mrozi was n1 cmentarzu i w dodatku bałamuci. Posiedzcie tu z bydlętami-będzie wam ciepło a rozumu nie postradacie”. Biedaczki zostały tedy w takim areszcie, aż je ktoś uwolnił. – Tymczasem strażnicy poszli każdy w swą drogę: jeden do lasu, gdzie tegoż samego dnia podpiłowane przez niego drzewo, padając, zmiażdżyło go, a drugi-do sąsiedniej w!i, gdzie znowu koń go poniósł, wpadł na plot i rękę mu złamał. Ten wypadek wywarł na nim piorunujące wrażenie, lak że do otaczających zawołał: „Oto kara, żem posłuchał popa, przeszkadzał lu

– 53

dziem iŚĆ do kościoła i owe biedne kobiety zamknął w chlewie”. Dowiedziawszy się o tern zajściu, posłałem ludzi roztropnych, aby rzecz dokładnie zbadali i, przekonawsq się. że lak było ue· ,czywiście, opowiedziałem to ludowi. Wrażenie było oczywiście wielkie. Słuchaczów mi przy,bywało. Pop jednak lak łatwo za wygranę dać nie chciał. Nie mogąc gwałtem, używał innych sposobów, aby swych prawosławnych powstrzymać od uczęszczania na owe nabożei lStwo. Między innemi zapowiedział, że wyjeżdża w objazd parafii z kolędą. chce więc, żeby wszyscy byli u siebie w domu. Rzeczywiście nazajutrz wybraI się w drogę. Nie jeden, bojąc się jego zemsty. czekał na jego pnyhycie. Nie mile rozczarowanie spotkało go w pewnej chacie. Wszedłszy bowiem do niej i jak zwykle, wezwawszy obecnych, aby .pn..yłożyli się k krestu”, t. j. ucałowali krzyż, który podawał – służąca tam 14 letnia dziewczynka stanowczo temu się oparła, oświadczając, że jest katoliczką. ,.A to co ma do rzeczy? – zawołał rozgniewany pop. – Albo to nasz krzyż nie krzyż! Czy może wasz katolicki lepszy?U – I począł ją namawiać, a z nim razem prawosławny gospodarz. Lecz ona odpowh:działa: „Miorski proboszcz w czasie rekolekcyi wytłumaczył nam, że się nie godzi całować krzyZa, przez kościół katolicki nie: poświęconego~. Pop udał obrażonego i oddalił się, a rozgniewany gospodarz rzucił się na biedną dziewczynkę, obalił na ziemię i począł kopać, łając, że mu tyle wstydu narobiła wobec popa i sąsiadów. Nie długo jednak mógł się nad biedaczką znęcać, bo, tknięty paraliżem, padł bezwładnie na ziemię, a żona na widok ten zemdlała. Wystraszona dziewczynka poczęła wołać o pomoc. Nadbiegli sąsiedzi i ułożyli chorych na lóiku. Wtedy gospodarz, płacząc do obecnych: .,Jeżeli Matka Boska Miorska mię uzdrowi, to cho,ciaiby na czworakach pójdę do kościoła katolickiego. Kościół katolicki jest święty. Za lO, że nie chciałem brać udziału w rekolekcyach, kara Boska mnie spotkała”. I ten drugi wypadek opowiedziałem publicznie ludowi. Skul.!k rekolekcyi pn..eszedł wszelkie moje oczekiwanie. Łaska Boska działała cuda. Od ralla do wieczora słuchałem spowiedzi, albo przyjmowałi!n1 prawosławnych, którz)’ tłumnie przechodzili na łom’ Ko:Ściola.

– 54

ROZDZIAŁ XIII.

Kolęda.

Gdy nasiala zima, slarałem się przed wielkim poslem, przyjętym tu zwyczajem, zwiedzić całą parafię. Skorzystałem z tego tem chętniej, że dawało mi to sposobność zetknięcia się z tymi, którzy z powodu choroby lub starości nie mogli odbyć rekolekcyi.

(Wyplata robotnikom). Nowy dom dla sluiby kościelnej i dla kalek w Miorach, podobny zupełnie i w tymt.c stylu zbudowany co w Kluszczanach

Przy kolędzie trzymałem się tego samego porządku jak w Lidzie, choć, wyznać muszę, że w Miorach była ona o wiele tru· dniejsza nii tam. Pop bowiem miejscowy, rozwścieczony nawracaniem się prawosławnych, lajał i straszył swe owieczki, zabraniając brać udział \II nabożclislwach katolickich, uczęszczać do kościoła na kazania,-pisał z miejscowym uriadnikiem na mnie donosy za dono sami, namawiał prawosławnych, aby bili świeżo nawróconych na katolicyzm, wreszcie postanowił nie wpuszczać mnie po kolędzie do. tych wsi, gdzie lud był mieszany.

-‚:5

Ot6ż kiedy razu pewnego zapowiedziałem z ambony, że w na_ stępny wtorek będę z kolędą we wsi Konachach, miejscowy lud prawosławny za poduszczeniem popa przyjął postawę tak groźną, że życie moje było w niebezpieczeristwie. O formalnym spisklt na moje życie donieśli mi moi parafianie. Co było robić? Matka moja padla przedemną na kolana, blagając, abym tam nie jechał; ale z drogi obowiązku sprowadzić się nie dałem. Jakby nigdy nic ruszyłem w dzieli naznaczony do Konachów. Ze mną pośpieszyli ukradkiem wszyscy prawie chłopi ze wsi Myśnik, aby przypatrzeć się wypadkom, a, wrazie potrzeby, pośpieszyć mi z pomocą. Gdy wjechałem do wsi, spostrzegłem zaraz, że mnie śledzą; bo tu i owdzie z za węgł6w wychylaly się głowy, wreszcie jeden widać odważniejszy, wyszedł na moje spotkanie z kijem w ręku. Podszedłem do niego Śmiało i. patrząc mu prosto w oczy~ zrz.uciłem płaszcz, który zasłaniał komżę, stułę i bursę z krzyżem jaki trzymałem w ręku. Zdetonowało go to bardzo, co widząc, wziąwszy go za rękę, kazałem siebie prowadzić do chaty katolika II którego miałem odbyć kolędę. Chciał się wykręcić, ale mnie wreszcie usłuchał i szedł przedernT1ą, spogl.ldająC na mnie z·niedowierzaniem. Rozpocząłem z nim pogadankę. Ośmielił się, w koilcu olwarcie się przyznał, te za kilka garncy wódki postanowiono mnie zbić i wyrzucić z wioski. Ponieważ w chacie, do której się udałem, zebrało się wielu miejscowych prawosławnych: wię..: długo rozprawialiśmy o r6żnych sprawach, które ich obchodziły. Dzieciom rozdałem obrazki i cukierki, pytałe’11 je i pouczałem-dość, że przy rozsianiu nie tylko katolicy, lecz i prawosławni dziękowali mi za „biesiedu” i prosili, abym ich częściej odwiedzał, zapewniając, że podszeptów popa nigdy już słuchać nie będą. • • •

Niepowodzenie w Konachach nie zraziło jednak przyjaciela mego z Czeresy. GOIowal mi nową zasadzkę w Gienlowie. Tu wszystko tak zrę<:znie przygotowano, że nie byłem uprzedzony o niczem. Pochodziło to st’ld, te najpierw wowej wsi znajdowała się tylko jedna katoliczka, a potem, źe wszyscy dobrze wie

– 56

dzieli, że, odwiedzając ją, wstąpię i do prawosławnych, jeżeli zobaczę, że chcą mnie widzieć u siebie. Przyjechałem tedy do wsi Gientowo prawie o zmroku. Wy’Siadłszy z sanek, szedłem przez wieś pieszo, przemawiając do spotykanych ludzi, a jeżeli mi chętnie odpowiadali, przystawałem mimo mrozu i wiatru, lub też zapraszałem na pogawędkę do chaty owej ‚katoliczki. W ten sposób utworzyła się koło mnie gromada dzieci, kobiet i kilku mężczyzn, z którymi wszedłem do mieszkania. Tu, jak zwykle w czasie kolędy, zacząłem pytać najpierw o pacierz i t. p. Potem samo przez się wywiąz.ała się gawęda z obecnym prawosławnym ludem. A było o czem mówić: bo tei czego się len lud l1ie nasłucha od swoich popów! Jeden z nich np. twierdził na seryo, „Że ksiądz katolicki w raju skusił Ewę… inni, że błogo Andrzeja zabili Polacy. Tak przesua dobra godzina. Noc już była zapadła, a myśmy -przy świetle luczywy ciągle jeszcze gadali. Tymczasem spiskowcy pośpieszyli na naradę, aby wedle wskazówek popa albo mnie zamordować, albo przynajmniej po.rządnie obić? Stanęło na tein, że trzeba wtargnąć niezwłocznie do owej chaly. gdzie byłem i zemną się rozprawić. Właśnie, gdy dzieci ośmielone poczęły już usla otwierać, pytać się, odpowiadać,-widlę, jak do chaty wchodzi kilkunastu chłopów z kijami i krzyczy: „Ty wilku! Wiemy pocoś tu przyszedł! Chcesz obałamucać łatwowiernych. Za swą śmiałość zaraz nam zapłacisz”. Oczywiście przestraszone tem dzieci i kobiety zaczęły krzy(;zeć i płakać, kościelny zaś mój i organisla bocznem wyjściem pouciekali. Chwila była groźna. Widziałem, że żartów niema. Przed sobą mialem twarze rozognione, iskrzące się oczy, ręce podniesione, – wokolo siebie dziatwę, a w rogu izby, ja sam! w t. zw . ..,kraśnym” t. j. w kącie za stołem. Niema co, śmierci zajrzałem w oczy, ale nie tracąc animuszu próbowałem jeszcze szczęścia i zaczę/em do nich nic to przemawiać – bo hałas był wielki – ale krzyczeć: nStójcie! ludziel ‚Parę słów! pozwólcie … i rozważcie co czynicie … Niech poważniejsi między wami mowę moj’] osądzą. Sarn jestem pośród was. Wj

– 57

dzieje, nawet służba moja uciekła. Możecie mnie tedy zamordować ale pamiętajcie, że zamordujecie mnie, jako męczennika za Wiarę i Chrystusa. W waszym ręku jestem, możecie rozerwać mnie w kawałki. Rozważcie co czynicie … .. Kościołowi katolickiemu sprawicie tylko tryumf… a wam co :z. tego przyjdzie? Co jutro z wami się ‚stanie?! jutro u nas święto. Moi parafianie przyjdą tłumnie do kościoła, a, dowie· dziawszy się, że w Gienlowie zamordowano ich proboszcza … kto wie, może krew przeleją nie dla chwały Bożej, ale dla zemsty. Co się sianie z wami? z dziećmi waszemi? Kto powstrzyma oburzone tłumy moich parafian? Ja będę już martwy, nie przemówię za wami, jak w gminie, kiedy chcieliście wójta topić. ,.Oj! bieda, bieda wam! Opamiętajcie sit;, bo ci, co was do tego namówili, nie zasłonią was od zemsty Pana Boga. Jego ręki karzącej nie ujdziecie. Zważcie co za głupstwo popełnić chcecie, nie tylko wzgl~dem mnie, lecz wzgl~dem was samych i waszych własnych rodzin. – „Nie zabijaj- – oto rozkaz Pana Boga! Ludzie zaślepieni! wołałem do was, abyście wzięli udział w rekolekcyach i posłuchali Słowa Bożego, a wyście woleli dać posłuch tym, co was uzbrajają, aby na zbójów was wykierować! – Czy wy wiecie, co teraz robicie? Oto, jak Kain z kijem w ręku, chcecie zamordować, już nic Abla, ale kapłana Chrystusowego, aby na siebie i na rodziny wasze sprowadzić nieszczęście! – Opamiętajcie się, rozważcie, macie czas, O to ja bezbronny w waszym ręku.-Cpierat się nie będę. Jedyna ma obrona oto ten krzyż, a za krzyż, za Wiarę przyjmę chętnie z waszej ręki śmierć męczcilską. Ale, jeżeli chcecie koniecznie mnie zamordować – to przynajmniej pozwólcie mi pn.edtem ostatni raz pobłogosłhwić mych parafian i za was si~ pomodlić”. Pod koniec mego przemówienia zrobiło się w izbie cicho, chłopy słuchały mnie jak skamieniali, wielu ocierało łzy, chrząkało, patrzało z przerażeniem. Kobiety zaś szlochały, dzieci zanosiły się .od płaczu! A kiedy zacząłem żegnać moją parafię, podniósł się laki krzyk i płacz, że mimowoli zabójcom powypadały z rąk kije i poczęli wychodzić, mówiąc jeden do drugiego: „Czort poputał (dyaheł opęial) – Wat do ezewo naszyje popy dowodiat”.

– 58

Wtedy gospodyni domu wystraszona wylazła z pod łóik;> , poczęła mnie za wszystko przepraszać – i gotować na pożegnanie wieczerzę. Posiliłem się nieco i ruszyłem z powrotem do Mior. Po drodze spotkałem Judzi, spieszących mi na pomoc. Na mój widok uspokoili się wrócili do domów .

• • •

Jeżdżąc tak po kolędzie odwiedziłem po kolei wszystkie, leżące w mej parafii wsie i zaścianki i każdego katolika z osobna; za· chodziłem także i do prawoslawnych, potomków dawnych unitów. o ile mnie do siebie zapraszali. Wszędzie slaralcm się wpływać na ludzi dobrocią. Przemawialem im do serca, objaśniałem, czem jest nasza wiara święta?! w co powinniśmy wierzyć? Popi okoliczni, widząc, że z każdym dniem przerzedza się ich owczarnia i topnieje prawosławie, starali się zgubić mnie, podcllOdząc za pomaca ludzi złej woli, aby doprowadzić do „sprawy”. A w katdej takiej sprawie chodzić musiało zawsze o jakąś r ze k o m ą obrazę panującego wyznania, n i e I c g a I n e spełnienie jakiejś funkcyi kapłallskiej … Za świadków słuiyli pijacy, za środek-fałszywy dallas do władz administracyjnych i sądowych.

• • •

Na razie jednak dawali mi spokój. Byłem li władz zapisany nieile, bo kiedy podczas rozruchów rewolucyjnych w poblizkiej Kurlandyi, jak powiedziałem wytej, moi parafianie pod wpływem Łotyszów chcieli się brać do rabowania dworów, do tego ja nie dopuściłem, przemówiwszy im do sumienia. – Dziękował mi gubernator, marszałek hr. Grabowski i inni. Za to, kiedy sąsiedni chłopi prawosławni poczęłi rabować las księcia Lubomirskiego, miejscowy pop się nie pokazal, a wdała się policya, która zamiast aresztować tych, co las rąbali, do więzienia pozamykała gospodarzy, skłaniających się do katolicyzmu, według wskazówek tegot popa. Oczywiście musiałem się ująć za niewinnymi i, dzięki Bogu, ze skutkiem. Wyjaśnienie moje wręczone gubernatorowi poparłem świadkami i aresztowanych uwolniłem.

– 59

Naturalnie, te zyskałem przez to w oczach ludu i przyczyniłemdo nawrócenia wielu. Oswobodzeni przezemnie prawosławni siali się gorliwymi katolikami i apostołami prawdziwymi, którzy, wszystkim opowiadając oprzewrotności popa, a przychylności katolickiego księdza, – wielu przyciągali do kościoła. Używali popi jeszcze innego środka, aby ratować prawosławie: mianowicie rozrzucali ulotne pisemka, zawierające oszczerstwa i kłamstwa na Kościół, Papieża i kapłanów, albo grożące przechodzącym na katolicyzm Syberyą, więzieniem i konfiskatą majątku. Szczęściem, że mało kto dał się na to złapać, bo leź i walka ich ze ITIną nie była łatwa. gł6’Nnie wskutek rodziny, którą każdy prawie pop był obarczony. Troska o chleb codzienny podkopy-· wała ich powagę u ludu, ot! choćby faki taki. Był w okolicy Mior pop miody z żoną i niemowlęciem. Jednej niedzieli, kiedy wybierał się do cerkwi na nabożellstwo, żona jeszcze leżała w łóiku, a dziecko w kolebce poczęło płakać, kazała mu żona dziecko niallczyć. Cóż było robić? Począł je kołysać, a lud tymczasem pod cerkwią czekał. Kiedy jednak familijna ta scena trwała trochę zadługo i słyszeć się dało szemranie, pop wkońcu wypowiedział posłuszel\stwo i, ubrawszy się, szedł do cerkwi, ale dopędziła go rozgniewana popadja i przy wszystkich wypoliczkowała pantoflem. Cóż dziwnego, te mąż jej raz na zawsze wszelki wpływ straci! u swych owieczek?

ROZDZIAŁ XlV.

Procesye.

Z kilkoletniej praktyki w okolicach mieszanych przekonałem się, że nawrócenie prawosławnych ułatwiają cztery sposoby: kolendowanie, rekolekcye, kazania i uroczyste procesye: możnaby dodać i piąty – bezinteresowność. Procesye odbywałem w różne nawet najdalsze okolice parafii. Podczas oktawy Bożego Ciała dzielI w dzień urządz..alem je za

60

IWsze w innych punktach, lak ze nie tJyło wsi, przez którąby procesya z Najświęt. Sakramentem nie przeszła. Wszędzie po drodze 1toczył się lud nie tylko katolicki, ale i okoliczny schyzmatycki. Nieraz wsie czystr prawosławne zmuszały mnie, abym u nich się zatrzymał l proceSYł i pomodlił przy ustawionym przez nich ołtarzyku. Były wypadki, :.!:e całe wsie przechodziły i n g r e ll1 i o na łono kościoła, aby mieć tę procesyę II siebie. W takich razach ,przyjmowałem wyznanie wiary poblicznie wobec Najświętszego Sakramentu, umicslclonrgo na allailU. Syly to chwile tryumfu laski. Serca się kruszyły. Każde słowo nauki, wygłoszonej we ‚Własnej wsi, zapisywało się głęboko w pamięci.

Droga wlod.1ca do Cler~si przez terytoryum plebanialne.

Oczywiście wiedzieli o lem popi i dlatego starali się mi w lem ‚przeszkadzać. J tak razu pewnego dowiedział się pop Bielawski, że, idąc z laką procesyą przez Czereś, zatrzymałem się przy ruinach byłej unickiej cerkiewki, aby wygłosić la:11 kazanie – i że mam tą samą drogą powrócić. Więc urządził się lak, te kiedy wchodziliśmy do wsi, wpędzono przed nami na ulicę stado bydła j nie mieliśmy swobodnego przejścia, aż policy ant, towarzyszący .procesyi, ulorowal nam drogę.

– 61

Tenże sam pop na wiadomość, że w dnie krzyżowe prawosławni biorą także w procesyi udział, w najblitsze świętQ miat na ten temat okoliczno~ciowe kazanie, które w stresz’:zeniu tu dla ciekawości prz.yfacz311l, według relacyi naocznych świadków. ,Jak wy śm:eliścic~ wolał, „iść za tym miarskim antychrystem i jego procesyą? Czyż nie wstyd wam było, że nad waszemi głowami powiewały katolickie fartuchy (chorągwie)? AJ wy,. gałgany! W dodatku klękaliście jeszcze przed katolickiemi obrazami i krzyżami, – słuchaliście jak on, zatrzymawszy s:ę z ludem przed siarą cerkwią, prawił o Czereszanach-Uniatach i w swoim fanatyzmie śmiał nawet za umarłych, tam pochowanych, śpiewae A n i o ł P a ń s k i. Kto temu winien? Czy nie wy prawosławni? Przecież car-batiuszka oddal nam ten klasztor i kośció]! Czemuście na to pozwoli!i? Nieszczęście nasze, że zburzywszy kościót, zostawiliśmy fundamenta” … Na ten temat szło dalej. SkOllczył kazanie zachl;lą, aby obecni jaknajJiczni ‚j stawili się nazajutrz przy fundamentach po-katolickiego kościoła. „Zburzymy je do szczętu, miejsce zaoramy i zabronujemy; potem bl;dzie k r e s t n y j c h o d (procesya) przez miejsc” któremi. zdążala katolicka procesya, aby je pośw:ęcić i uwolnić od profanacyi polskiej- t!! I tak się slalo. Nazajutrz ~uszono z popem na czele, śpiewając „Swiatyj Boże”. Oczywiście cala ta robota zmęczyła jej uczęstnik6w, najbardziej zaś samego 60· cio letniego promotora~ klóry 30 lat przeszło pracował nad utrzymaniem przy prawosławiu owieczek, zapisanych na nie gwałtem z pokasowanych dziewięciu parafii katolickich. Mial więc sily sterane. A w dodatku wrażenia z dni ostahlich i nareszcie krestny j chod 20 wiorstowy … Spocii się biedak i zaraz po paru wiorstach oświadczyl, że dalej iść nie może, musi wypocząć i och łodzić s i ę. I ochłodził się, a raczej rozgrzał lak, że „krcstnyj chod'” przerwano, a jego odwieziono do domu. Rozumie się. Minął tydzie.l. Byłem zajęty przy budowie miorskiego kościoła, gdy miejscowy poczmajsler, p. Fiedukowicz podchodzi do mniej, wręczając mi list, powiada głośno: „O. Bielawski (ów pop) jest umierający” ! I chwili się nie wachałem, kazałem założyć konie i ruszyłenl do Czcresy. Towarzyszył mi wspomniany p. Fiedukowicz w duchu ltatolik, choć wobec władz, uchodzący la prawosławnego dla karye-·

– 62

·ry. Gdyśmy zajechali przed plebanię, wyszła na nasze spotkanie popadya i, dowiedziawszy się, że chcę chorego odwiedzić, nie robiła żadnych trudności. Przeszło godzin«: bawiłem u niego; poczem wróciłem rto domu. Tu zaraz potem rozeszła się po okolicy wieść, te pop się li mnie spowiadał, a w miesiąc później mówiono o tcm już i w sąsiednich guberniach. Odważniejsi dopytywali się mnie o bliższe szcz-e.góly. Oczywiście odpowiedzieć tyle tylko moglem, że co między nami wtedy zaszło, to nasza rzecz i P. Boga. W każdym razie faktem jest, że kiedy po ci«:żkicm zapaleniu płuc pop stanął na nog:lch i przemówić mógł w cerkwi do ludu, zaczął od oświadczenia, te go Pan Bóg ukarał za blużnierstwa przeciw Kościołowi katolickiemu, dlatego też zgorszenie dane odwołuje i wyznaje, że ten Kościół trzeba szanować. Ludzie zaś jego wyzdrowienie przypisując rzekomej spowiedzi u księdza katolickiego, odtąd jak tylko który z prawosławnych zachorowal, poczęli wzywać już nie popa ale mnie albo innego katolickiego księdza. • • • Ciekawy epilog miała inna procesya. Na odpust św. Antoniego udałem się 1907 r. z paru tysiącami moich parafian procesyonalnie do kościola w Orui odległego o 25 wiorst. I) Ks. proboszcz drujski Lachowicz powiadomiony o lem, wyszedł ze swoimi na me spotkanie pod krzyż na trzeciej wiorście, tam nas powitał i, przyłączywszy się do naszej procesy i, odprowadzil do kościola na uroczyste nieszpory. Kazanie wygłosiłem ja, starając się katolików utwicrdzić we wierze, a schizmatyków obecnych zachęcić do łączenia się

,) Po drodze zatrzymywaliśmy się w prl ydrotnych kapliczkach – we wsiach stawallśmy pod krzytem, gdlie nas zazwyczaj przed ładnie przystrojonym ołtarzykiem oczekiwała mlodziet I starsI. Obieraliśmy z zasady wsie kaloiick:e. Dopominała się o to wieś prawosławna (Rybaki pod OOlją), letąca w slronie o parę wiorst. Obiecałem odwiedzić drugim razem, kiedy będzie Jut katolick~. Byłbym i bez tego do niej wsiąpił gdybym mial czas. Kiedy wkrótce potem spatiła się. ludzie przypisali lo temu, te ich nie odwledzllem i w znaczneJ części przeszli na lono koŚ:ioła.

– 63

z kościołem. Ludu była taka moc, że wielu mdlało w kościele z gorąca. Dlatego uradziliśmy z ks. proboszczem odprawić nazajutrz Mszę św. w kościele a potem procesyonalnie z Najświęlszym Sakramentem udać się o pól wiorsty drogi przed dawny kościół, którego mury dwa lala temu dynamitem porozrywano a cegłę sprzedano tydom, żeby przypadkiem katolikom nie przyszło na myśl go odbudowywać. 016t w tym kościele znajdował się niegdyś słynny obraz św. Antoniego: więc nabożcltslwo tu było calkiem uzasadnione. Przygotowaliśmy prowizoryczny ołtarz i ambonę na placu, na który wychodził fronl zamkniętego, po – dominikat’lskiego kościoła i rozpoczęliśmy spokojnie naboteilslwo. Kiedyśmy zaś wedle planu przyszli na miejsce, złotyl i Pana Jezusa, a ja wszedłem na ambonę i, przeczytawszy Ewangielię rozpocząłem kazanie-nagle w cały głos odezwały się dzwony cerkiewne. Pop drujski chciał mnie zagłuszyć. Szczęściem cerkiew stała dosyć daleko, dzwony były niewielkie, toteż, podniósłszy głos mogłem wygłosić kazanie i być przez wszystkich zrozumiany. Kazanie me kOllcZąC o św. Antonim zawołałe;l1: „Dzisiaj gorzej jest niż za czasów św. Antoniego, bo kiedy św. Antoni mówił do kacerzy, oni zatykali sobie uszy, nasi zaś sąsiedzi innej WiMY nie tylko sobie samym uszy i serce zatykają, ale przez odgłos świętych dzwonów chcą pozatykać je i nam, żebyśmy Słowa Bożego slyszeć nie mogli. Biada temu, który dzwonów poświęconych na chwalę Bożą ośmielił się używać na obrazę Pana Boga! .. To leż zapamiętajcie sobie, że rok nie przemiuie a straszny gniew Boty spadnie na niego”. Jak się pótniej dowiedzialem dzwoni! kowal z Przybrodzia, najęty za 5 rb. Otóż nazajutrz, kiedy w dzieli pogodny, otoczony dziećmi, siedział on za siołem i spotywał obiad, nagle zagrzmiało i z malej chmurki uderzy t piorun… gdzie ?.. w dom jegG,-jego zabit na miejscu, dzieci ogłuszył, ikonę zaś, zawieszoną w kącie izby, osmolił i chalę zapalił. Na widok dymu pośpieszyli z ratunkiem przestraszeni sąsiedzi, dzieci ocucili, ale jego ocucić nie mogli. Wieść o tern rozniosła się oczywiście szybko i daleko tak, że p. Smirnow, wice dyrektor departamentu zapyty’Aał mnie o to w kilka miesięcy póżniej. Prawosławni i katolicy jednomyślnie widzieli w tern palec Boży. Wielu się przez to nawróciło . • • •

– 64

Niezwykle piękną była nasza pamiętna procesya z Mior do Krasławia w witebskiej gub., o 60 wiorst, gdzie słynie grób św. Donata. Pielgrzymkę prowadził mój brai ks. Jan Borodzicz, obecnie proboszcz: na Wołyniu. Duchowielistwo Krasławskie spotkało nas na brzegu Dżwiny. Napływ ludu był ogromny z czterech pobliskich guberni i : Kurlandzkiej, Kowieńskiej. Wilellskiej i Witebskiej. Duchowieństwo i lud byli różnej narodowości, tu polączcni w jedną zwartą ma.sę: Polacy i Litwini, Białorusini, Lotysze, Rosyanie i Żydzi. Świątynia nie zwykle wielka przygarnęła wszystkich pod swoje matczyne skrzydła i wrażenie lej procesyi bylo nie zatarte .

• • •

Jedynymi wrogami procesyi byli popi. Ponieważ zapowiadałem z ambony parę tygodni wcześniej dokąd i na jaki odpust mam wyruszyć z procesyą, więc popi korzystali z tego, aby odstraszyc oj nich zawczasu swych parafian w nich. W Pohościu okazały się skutki podburzania tego dla takiej złości lfatalnie. Kiedy się dowiedział pop pohostccki Ku lbicki, że mam przybyć na odpust św. Trójcy do Pohostu, powiedzial do swoich parafian w cerkwi: „Niech nikt nic śmie we wsiach, ani też tu w miasteczku wychodzić na ulicę i patrzeć z okien, kiedy ten miorski antychryst będzie przechodził ze swoją procesyą t .. On już wiele dusz oderwał od naszej cerkwi… Jeteli wy będziecie się przyglądali i co gorsze udział brali, to was narówni z katolikami car znienawidzi, ukarze i ziemię odbierze, a być możc i na Sybir wyśle. Koniecznie i jak najbardziej macie się zebrać j wy do cerkwi rano w tę niedzielę (św. Trójcy) L.” W dzieli zapowiedziany oczywiście mnicj prawosławnych brało udział w procesyi a pop z gromadnie zebranymi swemi parafianami zamknął się w cerkwi j odprawiał nabożctlstwo. Kiedy zbliżałem się do miasteczka, udcrzyły kościelne dzwony a ks. proboszcz Mingin wyszedł ze swym ludem na spotkanie, uwiadomiono mnie, że pop nagle umarł. Posłaniec mój natychmiast sprawdził fakt, a kiedy zbliżyła się procesya przed cerkiew, prawosławni gromadnie z niej wyszli i przyglądali się nam.

65

Pod wrażeniem tej nagłej śmierci mego sąsiada Kulbickiego wszedłem na wóz i przemówiłcm do obecnych. Przypomniałem im tedy wielkie prośby i pragnienia starca Symeona, aby Najwyższy pozwolił mu przed śmiercią oglądać Zbawiciela, potem zaś podkreśliłen, kontrast pomiędzy ewangielicznym starcem i popem nieboszczykiem. W ciągu dwóch tygodni on nielylko odciągał swoich parafian od procesyi, na czele której niesiono Ukrzyżowanego, ale nawet obecnych w terkwi zamknął, by nie dopuścić do oglądani1 tego Zbawiciela na krzyżu. KOIICZąC, oświadczykm, żc widz~ w lem karę Bożą, „bo ten nieszczęśliwy odląd krzyża tego już Ilic u;rzy”, a zachęciłem słuchaczów, aby wszyscy procesyonalni~ udali się ze mną do kościoła :la tym Zbawcą – Ukrz) żowanym. Wypadek ten wywarł wrażenie ogromne, potęgując jeszcze bardziej przecllodzcnie prawosławnych na katolicyzm. Ze wszystkich moich popów sąsiadów len pop najmniej przebiera! w środkach, gdy chodziło o przeszkadzanie w przechodzeniu na katolicyzm. Swe owieczki stracone dla prawosławia kazał prześladować i o ile mógł utrudnilI im uczęszczanie do kościoła, nie przebJczal nawet umierającym. Gdy w Girnutach, zachorowała pewna kobieta przedtem prawosławna i wezwatl:J do niej księdla, C1n natychmiast posłał tam swą tOIl~, aby w towarzystw.e pS’l.lmisty spaHa prawosławnych jej sąsiadów i namówiła do napJści na księdza i katolikaw. Skutki były te, że nawpół pijani wpadli Jo domu chorej, połamati ołtarzyk prowizoryczny, poturbowali obecnych, kobiecie jednej złamali ręk~. zbili chorą i księdla nie dopuścili. Następnej niedzieli dumny z powodzenia, powiedział w cerkwi: .Mołodcy, rebiata, otliczyliś – błahodariu.” (Zuchy, z was chłopcy. Odznaczyliście się – dziękuję). Następca zmarkgo pop Sinia wsk i podobllejie taktyki dalej się trzymał. jeszcze za mnie przybył on do wsi Pugawki i dowiedziawszy się, ie jego byly parafianin przed śmkrcią wzywa ksh,dza, począł straszyć całą rodzinę więzieniem, rózgami i Syberyą, a sąsiadom zalecił katolików bić i pędzić, gdyby któr; w tej wsi prawosławnej się pokazał. Rozumniejsi odpowiedzieli mu wprawdzie, t.e źleby na lem wyszli, bo katolików w okoli.:y przewaga, – te dotąd żyli z nimi w zgodzie i żyć chcą tak nadal, ale on obstawał przy swojem. Pod wozem i na wozie. 5

-66

‚Innym razem, kiedy we wsi Nowhorody wchodził do mieszKania pewnego swego parafianina, rzucił się na niego pies. „Procz! polskaja i katoliczeskaja dusza t” krzyknął zirytowany. W skonfiskowanych przez rząd dobrach p. Konoplaliskich znajdowała się drewniana kaplica z grobami rodzinnymi. Otóż tę kaplic.ę rząd oddal popowi, a Icn kazal ją spalić. Wtedy p. Konoplanski przez wzgląd n3 groby rCdzillllC, postawil na lem miejscu pamiątkowy krzyż. O. Siniawskiemu lo się nie podobało, wię~ kazał zrobić podobnej wielkości drugi krzyż z poprzecznicami i postawić obok lamtego lak blizko, aby katolicki zakryć.

Krzy! zakryty krzy~em: katolicki p. Konoplarlskłego. a z dwoma poprzecznicami popa Słniawskiego.

Mało tego. On go jeszcze uroczyście poświ<;cił i,’ chwaląc się przed obecnymi ze swego barbarzyilskiego konceptu, wyrzekł takie bluiniercze si owa, że ich tu powtórzyć nie można. W swej gorliwości uwiecznił 011 i to miejsce, gdz:e, stojąc na wozie pod cerkwią mówiłem o Symconie i zmarłym popie Kulbickim, – wymurował tam „czasownię” (kaplicę) dlatego, jak powiedział, aby „nadal nie było tam przystępu dla procesyi i kazań katolickich·. •

– 67

Za przykładem jego poszli i popi w Szarkowszczyźnie. gdzie skcnfiskowano kilka kościołów tak, ze lud musiał chodzić daleko na nabożeństwo. Wdał się w to obywatel p. Józef Romanowicz z Łońska i otrzymał pozwolenie zbudowania drewnianego kościółka. Popi starali się budowie przeszkodzić, ale kiedy mimo to kościół dzięki ofiarności i staraniom okolicznych obywateli stanął, ks. biskup Rop przysłał do niego ks. Waluszkisa, a na naho1eilstwo garnąć się poczęli katolicy i prawoslawni. P. Romanowiczowi przez zemstę za ich poduszczenia spalono folwarczne budowle a księdzu rękę przestrzelono-tak, że p. ROll1anowicz musiał opuścić swe dohra-a ksiądz udać się do szpitala.

ROZDZIAŁ XV.

Pop cLereski i figura PaDa Jezusa.

W wigilię Narodzenia Matki Boskiej wezwano mię do chorego we wsi Wozownikach nie daleko Pohostc. Udałem się tam czemprędzej. Zaraz na wstępie do izby kurnej uderzyła mnie statua, przedstawiająca Chrystusa P. przed Piłatem, bardzo ładnie wykończona. Po udzieleniu sakramentów św. zapytatem ‚się owego chorego skąd tę figurę ma? „A czereski pop mi ją sprzedał – rzekł za cztery ruble srebrem!, .. Bo to widzi ksiądz, było tak: Po zamienieniu kościoła czereskiego na cerkiew, odwiedziłem pewnego razu popa i w kuchni li niego ujrzałem tę figurę Zbawiciela, którą ja j przodkowie moi widzieliśmy dawniej w Czereskim kościele na ołtarzu i uważaliśmy za cudowną. Postanowiłem uchronić ją od poniewierki, tego „polskiego Boga”, jak służba popia złośliwie powiadała i prosiłem popa, aby mi darował, lecz on nie chciał i ka2al ją na strych wynieść . .. Po pewnym czasie dowiedziałem się, że mój kum Ludomir Jakowicki żyje z nim w dobrej komitywie i że mu gotów jest ją sprzedać za cztery ruble, dałem mu te pieniądze i w ten sposób figurę nabywszy, umieściłem tam, gdzie stoi. Modlimy się przed nią ja i ludzie, którzy o lem wiedzą, ale ponieważ teraz, jak słyszę. w Miarach ma stanąć kościół nowy. niech ks. proboszcz ją

– 68

weźmie w nim umieści. Tam dla niej jest miejsce właściwe”, Przewidując, że przyjęCie takiej ofiary może mi być wzięte za .zbrodnię,” spisałem protokół, który obecni własnoręcznym pod· pisem stwierdzili. Tak tedy zapewniwszy się co do przyszłości, pożegnałem chorego, figurę ową zaś ubrałem w komżę, włożyłem na nią SItIł” i, trzymając w rękach, wracałem l tryumfem do Mior. Po drodze widok mÓj sprawiał wszędzie wielkie wrażenie. ak największe wywołał w pewnej wsi, zamieszkanej przeważnie przez prawosławnych. – Kiedy zobaczyli, że trzymam na ręku, jak powiadali, .ksiądz – księdza,” otoczyli mój wóz i poczęli przypatrywać się figurze. Wkrótce utworzyło się zbiegowisko. – Czy znacie tego Pana Jezusa? zapytałem obecnych. – Ano znamy, odpowiedziały kobiety, żegnając się – To! to ten sam cudowny P. jezus, który był niegdyś w czereskim kościele, a później sprzedany lostal do Wozownik, – Tak jest – rzek lem. – Pop czercski sprzedał go Bujonkowi, gospodarzowi w Wozownikach za cztery ruble, a ten znowu oddał mi ją do kościoła miorskiego. Słysząc to mężczyźni zgrzytnęli zębami i poczęli krzywić się, szemrząc na popa, którego nazwali judaszem. A jeden z nich starzec siedmdziesięcioletni zawołał. „On gorszy od Judasza, bo taniej nit Judasz sprzedał Chrystusa. Tai to ten sam pop, który razu pewnego, przyjechawszy do chorej mej żony. zaledwie przestąpił próg chaty i ujrzał obraz św. Antoniego, zaczął wołać: .Ma czto etalIo łysaho aresztanta dzierżycie na ścianie I” … „Na takie bluźnierstwo ja i chord moja żona zaczęliśmy płakaL” Nie przypuszczałem wtedy, te te słów kilka, powiedzianycll przez prawosławnych poczytają mi władze za zbrodnię .

• • •

Przywiózłszy tedy figurę P. jezusa do Mior, umieściłem ją w ścianie nowego kościoła na ołtarzu prowizorycznym. Nazajutrz było czterdziestogodzinne nabożenstwo, podczas którego mówiąc kazania, opowiedziałem zebranemu ludowi w jaki

– 69

sposób len oto cudowny P. Jezus czereski znalau się w Miotach. Wrażenie było ogromne, katolicy się cieszyli, a prawosławni odgrażali głośno popowi, że skoro jak Judasz sprzedał do katolickiego kościoła P. Jezusa za cztery ruble, to oni za swym P. Jezusem pójdą i do Kościoła się przyłączą. I rzeczywiście wielu z nich w czasie tego święta wróciło na łono Kościoła. Kiedy się pop o tern wszystkiem dowiedział, rwał sobie włosy ze 7łości i postanowił na razie za wszelką cenę figurę mi odebraćDomyślałem się, te tak będzie. To leż, kiedy tego dnia późno wieczorem nasłał on ludzi, aby zakradli się do wnętrza budującego sit:, więc otwartego kościoła i zabrali figurę: jej na ołtarzu już nie było. Ponieważ operowali po ciemku, aby się nie zdradzić, sądzili z początku, że nie trafili na miejsce właściwe; przyszli tedy nazajutrz-za dnia i przyjrzeli dobrze, gdzie ona stoi, a w nocy próbowali znowu do niej się dostać. Lecz i tym razem napróżno; wreszcie, nie wiedząc jaka jest w tern przyczyna, osądzili, że to cudowny P. Jezus sam przed ich ręką świętokradzką się skrył i przestraszeni~ już więcej nie wrócili. Tymczasem to ja przeczułem wszystko i poleciłem kościelnemu, aby zaraz, po przeniesieniu Najświc:tszego Sakramentu, z kilkoma mężczyznami co wieczór na plebanię odnosił i figurę.

ROZDZIAL XVI.

Kwesta.

= ‚Kiedy skończyłem kolędowania i katechizacyę dzieci, otrzymałem od ks. biskupa pomoc w osobie ks. W. Zaniewskiego. Skonystalem z tego, aby wyruszyć na kwestę w dalsze strony poza parafię, jak mi niechcąc pozwolił gubernator. Z początku wziąlem ze sobą osiemnastu ludzi jako przedstawi.cieli parafii miorskiej; chodziliśmy partyami. W Dyneburgu uzbie.raliśmy 300 rb., w Wilnie 1000, w Grodnie 300 i w Białymstoku .koło 600 rb. Poniewa! jednak miałem z nimi dużo kłopotu

10

i wielkie wydatki na ich przejazd i utrzymanie, więc już z Białegostoku odesłałem ich do Mior i, wydrukowawszy odpowiednią odezwę, począłem sam chodzić po fabrykach. Z początku mieszkałem u ks. dziel:ana Szwarca, lecz ponieważ miał on z tego powodu nieprz.yjemności: więc umieściłem się w nPolskim Hotelu” naprzeciw nowego kościoła. I tu policya spokoju mi nie dawała; atoli ledwie zdąiyłem zagospodarować się w moim nowem mieszkaniu, do drzwi ktoś. puka. Otwieram, widzę policmajstra, który głos podnosi i rozkazuje mi się zaraz z hotelu wynosić. Na h) zwróciłem nH! z wielką flegmą uwagę, że mote być grzeczniejszym, wródć do przedpokoju, zdjąć tam kalosze i szynel i lak ze mną mówić. Nie spodziewał się takiego przyjęciil, lo też slropionny, sp:ikojnie mi wyjaśnił o co mu chodzi i wyszedł. Ponieważ jednak jego rozkazu nie usluchałem i wynosić się nie myślałem, więc wezwał mnie do jenerałgubernatora I), który zólŻądał odemnie abym pokazał pozwolenie na zbieranie składek, co gdy uczynil~m, dal mi na razie spokój. Ale nazajutrz w niedzielę, kiedy, nic zlega nie przypuszczając, po Ms7.y św. siad lem do konfesjonału i począłem słuchać spowiedzi, około II-ej wywołuje mnie kościelny do zakrysly’_ !dę. ;ł tu czeka mnie policmajster z rozkazem stawienia się ponownego do jenerał-gubernatora. Tym razem przyjęcie z początku spotkało mnie inne. Satrapa białostocki rzucił się na mnie jak zwierz, łajał po rosyjsku, krzyczai, grozil, tupal nogami, twierdząc, że nie jestem księdzem, tylko rewolucyonistą, że nie kwestuję na kościół, zbieram składki na partye antyrządowe i t. d.

,) Urząd jenerał gubernatora jest w Rosyi instytucyą nadzwyczajną, stosowaną wtedy tylko, gdy jakaś n a d z w y c z a i n a okoliczność wymaga większej sprętystoŚCi władzy. W osobie jenerał gubernatora lączy się najwytsza miejscowa wladza cywilna I wojSkowa – dlatego musi on być i e n er a I e m. W krajachizamieszkalych przez .podejnanych- nwsze innoroclców laki jenerał gubernator jes~inslytucyą slalą, Jak np. w Warszawie, Odesie, Tyflisle, Helsingforsie … Irkucku. – W danym wypadku liak było potem w lodt!) je.neral t:ubernator mial misYę c z a S o’w ą. mianowicie uspokojenia umysłów „Wzburzonych przez tydowskie p o g r o m y.

~71

Słuchałem siJokojnie, aż pierwszy wybuch gniewu jego minął, poczem pokazalcm mu swói celebret, l) prosząc, aby zatelegrafował do ks. Biskupa, albo księży m:ejscowych zapytał, cZf mnie nie znają? To mu wid • • cznte nie przyszło do głowy, te lak lalwo i pręd!. ko może wyświetlić prawdę: więc się uspokoił, i, uśmiechnąwszy, przeprosi! mnie mówiąc, te „istinno ruskije wprowadzili go w błąd. Odt<ld w Biillymiloku jut mi policya więcej nie przeszkadzała. Zebrawszy jeszcze 1500 rb. przez parę tygodni, pojechałem do Warszawy. • • •

W Warszawie czekały mnie większe trudności. Był to właśnie czas smutny, rospanoszenia się terroru, kiedy tydzi i bandyci gospodarowali tam wszędzie bezkarnie. Napady, rabunki, mordy były na porządku dziennym. Ważną rolę odgrywali podówczas stróże, bo mieli klucze od bramy wchodowej, przez cały dlierl zamkniętej. Bez nich do wn~trza nikt dostać się roie mógł. Stąd CJ ich względy dbali wszyscy. Widząc to, pustallowiłem wyzyskać wpływ ich na korzyść mego kościOła; wydrukowałem odpowi~dnie odezwy z lislami składek i rozdałem im, proszą :, aby ofiarnemi podpisami się starali je wypełnić. Takież same odezwy rozesłałem po całem Królestwie. I nie zawiodłem się, bo tą drogą wpłynęło mi około 11 tysięcy rb. Zresztą sprawą moją interesowało się wielu, między innyrn~ p. Klein, artysta-malarz. On to mi poradził w sali Techników urządzić dobroc”l.ynny koncert. Lutnia warszawska i wybitne siły aktorskie obir.cały mi swą pomoc. Krzątałem się kolo przygotowania tego koncertu i jechałem właśnie dorożką przez ulicę Wspólną, gdy na fogU ulicy Kruczej O parę domów przedemIlą dały się słyszeć strzały. Kazałem na· tychmiast stanąć i pośpieszyłem na miejsce wypadku, słusznie przypuszczając, że pomoc moja kapłańska mote tam być potrzebną.

‚) Świadectwo które konsystorz wystawia kapłanom, te odprawianiu pr:r.ez nich Mszy św. nic nie stoi I a pues:r.kQdzie.

-72

Okazało się, że był lo napad bandytów na pocztę. W kilkunastu ludzi wtargnęli oni do głównej sali pocztowej z krzykiem: „Wisła się pali l” i poczęli strzelać z browniJlg~tw na prawo i lewo do :t:olnierzy i urzędników pocztowych. W parę minut kilkunastu ludzi leżalo rannych na ziemi. Powstala panika ogólna, z czego oni korzystając, zabrali 3CM)O rb., wiele znaczków pocztowych i zanim obecni potrafili się opamiętać, pouciekali wszyscy.

Napad na pocztę w Warszawie (Świat 1907). Ostatni siTw! uchodzących padł tuż koło mnie żyda Am’Sona zabił na miejscu. PC’ ich wyjściu, na pocztę ja pierwszy wpadłem. Widok był straszny: na ziemi dogorywało kilku, a wielu wiło się ciężką rannych. Czasu do stracenia nie było, więc począłem laraz dysponować na śmierć konających. Właśnie byłem nimi zajęty, gdy za sobą usłyszałem wołanie: „Księże, czempr~dzej ratuj mego męża, bo kona!” Była to pani Oleszkiewiczowa, :tona dyrektora poczły, który, chociaż krwią zalany, poruszał jednak głową doŚĆ silnie. Z tego wnosząc, że ma sił wi~cej od innych, udzieliłem najpierw rozgrzeszenia słabszym od niego a polem zająłem się nim. Widząc lo wożny, z3wolał: „Księże! Nie do niego, bo on prawosławny l” … – ~Nieprawda l” zawołała na lo żona, wyciągając

-73

do mnie błagalnie ręce. „On prawosławnym jest tylko na papierze, Do tego zmusili go dla kawałka chleba, ale w sercu był on zawsze katolikiem!” Więc wyspowiadałem go i uspokoiłem. Tymczasem zjawili się policyanci. Widząc, że spowiadam umierających, z uszanowaniem pozdejmowali kaszkiety i w milczeniu przypatrywali się ofiarom okrucietistwa i zbrodni… W ślad za nimi pozbiegały się tony, dzieci, sługi zabitych rannych, cisnęli przechodnie … płacz i jęk zagłuszał me słowa W obecności mojej skonało osiem osób. Jakie to wszystko zrobiło wrażenie na obecnych, można sobie łatwo wyobrazić.

Ś. p. Oleszkiewkz, dyrektor poczty.

W chwilach takich rozumie każdy posłannictwo kapłana.ą To tei. kiedy załatwiłem się z konającymi, zbliżyli się do mnie lżej ranni żołnierze i wożni, prosząc O rozgrzeszenie. Bez różnicy wyznania, nie uważając na broczące krwią rany, klękali oni po kolei przedemną, spowiadali się i z płaczem wołali do P. Boga o zmiłowanie … Rosyan i żolnierzy prawosławnych, którzy prosili o spowiedź, zapytałem, czy chcą odtąd tak wierzyć i żyć, jak tego nauczał Chrystus, Apostołowie i dotąd naucza święty Kościół powszechny (Swiataja Wsieleńskaja Cerkow)? Na co oni jednogłośnie odpowiedzieli: • Tak, tak jak Chrystus … jak wy „batiuszka- uczytie”. do śmierti”‚M Otaczający uciszyli się i pozwolili mi spokojnie wyspowiadać wszystkich.

– 74

Spełniwszy w ten sposób swój kapłański obowiązek, pojechalem do p. Kleina a stamtąd do domu. • •

Koncert udał się jako tako, bo zebrałem na kościół około 1000 rb. – Gdyby nie ciężkie czasy, byłbym zebrał daleko więcej. lutnia warszawska i aktorzy swą pracą służyli mi, jak powiedziałem, bezinteresownie, za co niech im Bóg Najwyższy laplad! Kwestować w Warszawie było podówczas bardzo niebezpiecznie, bo slrzedz się trzeba bylo z jednej slrony policyj, z drugiej bandytów. I tak na ulicy Natolińskiej denuncyowal mnie stÓjkowym stróż z domu pod Nr 9, ci zaś mnie aresztowali i odprowadzili do cyrkułu. Tu zapytano mnie o papiery. Gdy je przedłożyłem, zaiądano odemnie w dodatku osobnego pozwolenia od warszawskiego Arcybiskupa na zbieranie składek. Wobec pozwolenia ogólnego i osobistego zgłoszenia się w konsystorzu nie widziałem potrzeby prosić o inny dokument, ale że rewirowy domagał się koniecznie ~bumagi”, więc pokazałem mu celebret z wars~awskiej dyecezyi. Począł go czytać: .Consislorium Generale Archidloecesis Varsaviensis noUficat praesentium terlOre exłJibiiori Adrnodum Reverendo Joseph.> Borodzicz, :”Iresbytero Dioecesls Vilnensis, concessam essc a Celsl~imo Domino, Loci Ordinario lacullatem Sanclissimunr Missae Sacriflcium in ecclesiis Varsaviae celebrandi· … (Konsystorz Generalny Archidyecezyi Warszawskiej świadczy, że [lrzewlelebnemu ks. Józefowi Borodziclowi, prezbyłerowi dyecezyi Wileńskiej Arcypasterz pozwala odprawiać Mszę św. we wszystkich kościołach w Warszawie-) … Łacina mu zaimponowała: więc udając, że j~ rozumie, rzekt do obecnych: „Aha! eto dla pożertwowanij .. , bumaga … i piectat iest Archiepiskopa! Charaszo, czto ja znaju po latynie, wat i ot mienia odin rub! I)”, – Palem wymienił poczciwiec nazwiska denuncyantów, przeprosił mnie i puścił na wolnoŚĆ. Wszystkiego razem nakwestowalem na kościół osobiście około 25 tysięcy, a resztę około 20 tysięcy nadesłano pocztą z różnych siron,

‚) Dokument na t.bieranie składek, jest i pieczęć arcybiskupa. Dobl”Je, pnecid, ie ja umiem po łacinie, więc 010 rubel i odemnłe na kościół.

– 75

ROZDZIAŁ XVII.

Dalszy ciąg budowy kościoła w Miarach.

Po powrocie z kwesty prowadziłem budowę kościoła dalej. Żeby ją przyspieszyć, jeździ/em sam z ludem do lasu, wOziłem do cegielni drzewo i wypalałem cegłę. Lud pod moją komendą ochoczo i prędko wykonywał wszystko. Z dostawą cegły mieliśmy kłopot. Cegielnia leżala wprawdzie niedaleko, al..! po drugiej stronie jezioril, o 7 wiorsl drogi wkoło. To powiększało koszt i Labierało tak hardzo drogi czas.

Widol( budującego się kościoła i plebanii oraz promu na jeziorze w Młorach od zachodu.

Fabryka była czasowa z cegły surowej. mająca zagłębienie dla paliwa w ziemi. Podzieliłem ją na trzy piece tak, że każdy co 2 tygodnie dawał po 50.000. Na miejscu katdy tysiąc bez transportu wypadł mi po 8 rubli. Ale transport?! Otóż żeby ludziom . uliyć, urządziłem przez jezioro prom. Odtąd łatwo i prędko dostawaliśmy cegłę tak, że już w parę miesięcy mieliśmy materyału

– 76

tyle że, dzięki ukwestowanym pieniądzom, mogliśmy przystąpić do budowy. Prowadzenie robót poruczylem p. Tarnowskiemu – przedsiębiorcy. Pociechą było patrzeć z jaką ochotą brali się ludzie do pracy około swej świątyni. Jak w Zoślach, 50 tęgich murarly dzieli w dzień pracowało bez przerwy. – T o leż, za pomocą Bożą, w ciągu .roku stanął nietylko kościół, ale i wszystkie b’Jdynki parafialne, Parafia przybrała inny widok. Dzisiejszy duty kościół miarski jest ozdobą okclicy. Wielkie uznanie należy się firmie p. Szpetkowskiego, która .sumiennie i pięknie wykonała wszystkie ozdoby wewnętrzne: trzy ołtarze, ambonę, figury 12 apostołów, 12 konsoli i tyleż daszków, J4 stacyi dużych rozmiarów, chrzcielnicę i t. p.; – tak samo firmi e .”Marywil,~ która pod znakomitym kierunkiem p. Piotrowskiego wykonała śliczną posadzkę. Tylko organy nie dopisały. Starałem -się, zamówiłem, dałem nawet zadatek 400 rubli, ale że mój fabrykant zbankrutował, więc Miary dotychczas organów nie posiadają. Koszta budowy były stosunkowo bardzo niewielkie, bo wynosiły koło 45.000 rubli. Stało się lo dzięki temu, te lud ofiarował pracę a okoliczni obywatele: (pp. Swiatopełk – Mirscy, Oskierkowie, Fiedorowiczowie, Szaumanowie, Rudominowie, Stecewiczowie, :Ooboszyńscy, Krupkowie, Onożkowie, Rojewiczowie i inni-dostarczyli bezinteresownie materyał. Niech P. Bóg im wszystkim za to jW niebie zapłaci ! …

ROZDZIAŁ XVIII.

Zemsta popów i policyi.

Utwierdzanie katolików, nawracanie prawosławnych, budowa ‚kościoła, pewne lekceważenie dotychczasowych tradycyi w opłacaniu się haraczem sąsiednim popom i policyi – wszystko to razem .sprowadziło na mnie burzę. Pop czereski rozpoczął akcyę, robiąc na mnie donos, że, jak wyżej powiedziałem, „miałem podpiłowaĆ (1) wieżę kościelną i spowodować jej zawalenie”. Potem jął rozrzucać

-7i

klamliwe broszury mnichów poczajowskich, w których oni miotają oszczerstwa na Kościół i kapłanów, a przy katdej sposobności straszył prawosławnych, te jeżeli przejdą na katolicyzm potracą swe grunta, będą więzieni i zsyłani na Sybir i t. d., a gdy i to nie pomagało, wrócił znowu do donosów i w tym celu pt wnej niedzieli kazał zebranym na nabożel\stwie w cerkwi podpisać fałszywą na mnie skargę. Gdy sprawa się przewlekła i odpowiedzi na nią nie bylo, starał się, jak widzieliśmy, podburzać swych zaciętszych parafian, aby mnie przynajmniej dobrze pobili. Tak było w KOIlachach i GenIowie. Przjtem wszędzie, gdzie tylko lI1ógl, wob~c władz mnie obmawiał. Bylo tego wszystkiego za wiele i samym Rosyanom. Pewnego razu, kiedy wobec licznego rosyjskiego towarzystwa znowu mnie obgadywal, powiedział mil lekarz Karniejew: „Sławę ks. Borodz;cza wy sami popi rozdmuchujecie najwięcej. Przeslaricie po cerkwiach i wobec ludu o nim mówić, a powoli wszystko ucichnie i śladu po nim nie będzie. Nic to nie pomogło, owszem jeszcze gorsze oszczerstwa rzucali oni na mnie. Doszlo przecież do tego, :te, kiedy wyjechałem po kweście na budowę kośc’ola i czas dłuższy byłem za domem, zawołał pop w cerkwi: „Dzięki Bogu że już nic będzie tego rniorskiego antychrysta. Nabrawszy pieniędzy, uciekł do Ameryki, aby się tam otenić”. Oczywiście miał się z pyszna, kiedy wkrótce potem wróciłem i zabrałem się do budowy. Ale i wtedy nie przestał bllntować przeciwko mnie lud. Wszystkim np. podkpiwając, opowiadał, że las i kamienie zwiezione przezemnie, b~dą służyć nie na kościół, tylko na wybudowanie mostu przez jezioro. Do tego czasu żył on z miejscowym prystawem w stosunkach najgorszych; pogodził się jednak, kiedy chodziło o to, aby skuteczniej módl. mnie dokuczyć. Do tej przyjaioi pomogla mu bardzo uraza, jaką pryslaw czuł do mnie za to, :te nie chciałem iŚĆ w ślady mego poprzednika i należnego, jak utrzymywał, haraczu mu nie wypłacałem. Z początku nawet wobec ks. Bieniasza-Krzywca otwarcie 010 upominał się. „Co to za nowe porządki? – wołał, – że się policyantowi należnych datków dziś nie płaci! Mo:te być i le”. I stało się źle, bo jak wszystkie te gro:tby nie poskutkowały, poszczuł mnie drabem policyjskim najzajadlejszym, jakiego miał

-78

pod sobą, przysyłając do Mior uriadnika Moszar~, 1. wyrainem poleceniem dokuczania mi, pilnowania i namacalnego przekonywania, że jdeli nie będę żył w zgodzie z policYą, lo będę tego żałował. Właśnie po zainstalowaniu Moszary w MioTDch, o tej zgodzie z policYą mówił on ze mną na probostwie, gdy mój służący dał mi do zrozumienia, że Moszara we własnej osobie sloi za drzwiami, nadstawia ucha i naszej rozmowy podsłuchuje. Rozmawiając dalej. zbliżyłem się do drzwi powoli a potem w mgnieniu oka lak silnie je otworzyłem, że Moszara padł na ziemię jak długi. Skorz.ystalcrn z tej sposobności, aby prystawowi wyrazić moje oburzenie, że mnie otacza szpirgami. Zdetonował się bardzo i wy. niósł czemprędz:ej, ale zemstę swoją dał poczuć za parę tygodni. 010 dnia pewnego ni sląd ni zowąd zjeżdia na plebani<: i tąda. abym mu wypłacił 100 rubli kary, za co jednak, nie mówi. Zaprotestowałem, ale lo na razie oczywiście nie na wiele się przydało, musiałem karę zapłacić, a ponieważ pod ręką nic miałem dosyć pieniędzy, zafantował mi 4 krowy, które parafianie zaraz wykupili, wnosząc za mnie żądanych 100 rubli. Był to rabunek w biały dzieli – ale legalny i dokonany przez policyę na księdzu w imi~ jakiejś tam „zbrodni” policyjnej, drogą admi ni st r acy jn ą, przez sąd zaoczny tych, co mnie skarżyli: – więc wS7.ystko było w porządku. Jeteli laki rabunek pewnej miary nie przekracza – to się go puszcza płazem. Nie opłaca się procesować. Tacy ludzie O tern wiedzą i z tego korzystają. Wkrótce przyszły inne sztrafy. – To był początek tylko biedy. Najwięcej dawał mi się we znaki ów Moszara. Po owej pierwszej niefortunnej wizycie z pryslawcm, zjawił się on u mnie kilka dni potem z wizytą(!) powitalną i. nikogo nic pytając, wszedł do salonu. Przyjąłem go zimno i zaraz na wstępie wytłómaczyłem, te od żołnierzy wizyt się nie wymaga, przytem ma on raz na zawsze pamiętać, je w razie interesu ma się zgłas7.ać do kancelaryi i wchodzić Iylnemi drzwiami. Nie podobało mu się to bardzo. Kręcił nosem i wobec p. Do· boszyllskiego skarżył się i groził zemstą, a groził nie na żart, bo był to człowiek straszny. Wkrótce potem zaczął on jeidzić po wsiach, straszył tych, co przeszli na katolicyzm, robiąc im różne przykrości, a przy danej sposobności podstępem i gwałtem zmuszał ludzi do podpisywania na mnie donosów; grly mu się kto sprzeciwiał zanadto, lo go cytował do swego mieszkania i tam bił

-79

bez miłosierdzia nahajką. Namawiał przytem włościan prawosławnych, aby kradli kościelne materyały, a nawet niektórych, aby mnie bili. Te wszystkie mnożące się donosy popa, prystawa i uriadnika miały ten skutek, że wreszcie do Mior zjechał we własnej osobie urzędnik departamentu zagranicznych wyznań Mamonlow dla przeprowadzenia śledztwa. Moszara oczywiście dostarczał mu materyału, gromadził fałszywych świadków, uczył, co mają mówić i to całkiem otwarcie wobec niego samego. Taka to w Rosyi sprawiedliwość. On takie, dowiedziawszy się, że mój organista był ze mnie czegoś niezadowolony, namawiał go, aby mi do mieszkania podrzucił zabronione książki. Toby mu pozwoliło zrobić znienacka rewizYę i zgubić odrazu, jak to nieraz w Rosyi bywało. Nadto, gdy wyjechałem do Wilna, wpadł do mej matki, zapewniając ją, że mnie aresztowano i wsadzono do petropawłowskiej cytadeli l); wieść owa tak ją wstrząsnęła, te w tydzień później umarła. Kiedy biskup Ropp pozwom mi pochować ją pod prezbyteryum budującego się kościoła, Moszara i w tem mi przeszkadzał, podburzając, szczęściem bezskutecznie, lud, aby do tego nie dopuścił. Podczas budowy kościoła znowu, gdy ja namawiałem ludzi. aby zwozili materyał, on ich bałamucił, wmawiając różne baśnie i rozsiewając oszczercze wieści, przyłem slarał się jak najgorzej u::posobić względem mnie sprawnika. Wreszcie kiedy, kościół był gotowy i dzień jego poświęcenia zapowiedziany, on doniósł gubernatorowi, te budowa zła, grozi zawale’licm, sklepienia się rysują j t. d. Dowiedziawszy się o tern, obawiałem się, aby w ostatniej chwili kościoła nie zamknięto, więc czcmprędzej przeniosłem dOll Najświętszy Sakrament, a stary kościół jako bezwartościowy kazałem rozebrać tak, te, kiedy po dokonanym fakcie zjechałi! komisya gubernialna, nic już zrobić nie mogla, szczególnie, że ludu było duto i rubel ułalwił porozumienie. Inaczej kto wie, może do dziś dnia nowomurowany kościół byłby opieczętowany i zamknięty.

Forteca na”, brzegiem Newy, a w środku Petersburga z cerkwią św. Piotra i Pawia, gdzie są groby rodziny cesarskiej. – Olót od tej forteC)’ rozchodzą się podziemne korytarze daleko po pod łotysko rzeki, stanowiąc osławione więzienie ciemne, zimne i wllgotlle – przeznaczone głównie dla ~polłlycznych.~ – Tu trzymano Kościuszkę i Niemcewicza.

– 80

Mało tego, on jeszcze w czasie samego poświęcenia kościoła chciał spowodować jego zamknięcie, wywoływując dlatego awantur” ze strażnikami włościańskimi t. zw. „setnikami” (sockije) i dziesiętnikami (dziesiackije) sial we drzwiach jego w czapcej z papierosem w ustach. Ale lud sprowokować się nie dal. Co z lego wynikło zobaczymy w dalszym ciągu . • • • Te i tym podobne szykany ze strony popów, assesora i uriadnika zmusiły mnie w kOlleu udać się do Petersburga i tam osobiście w ministeryum przedstawić rzecz calą. Uczyniono mi tam rótne zarzuty. Między ionemi wicedyrektor departamentu powiedział, że nadeszło dOli na mnie wiele donosów i skarg, że nawet uznaje je za słUSzne sam p. Mamonlow, który, jak wyżej powiedziałem, był wysłany na miejsce dla zbadania sprawy. Na to poprosiłem go, aby mi z p. Mamontowem pozwolił rozmówić się w swojej obecności. Zgodził się na to i nazajutrz udzielił mi audyencyi, przy której był obecny sekretarz departamentu p. Pietraw i p. Mamonlow. P. Mamontaw zaczął od tego, że mi pokazał numery „Kuryera Litewskiego” i „Kroniki Rodzinnej”, w których była mowa o kowalu rażonym od pioruna, o popie umierającym nagle w Pohościu i t. d. – poczcm się zapytał, czy to, (O tam stoi, prawda i pokazał mi wiele donosów i fałszywych świadectw. Co do owych faktów powiedziałem, że są prawdziwe, a co do donosów poprosiłem o wydanie kopii, abym mógł oddać donosicielów pod sąd. Na razie sądziłem, że prośba moja będzie uwzględniona, bo kazali mi podać ją na piśmie, ale nazajutrz otrzymałem odpowiedż odmowną. Powiedziano mi, że gdyby denuncyantów wykrywano i pozwalano oddawać pod sąd, „niczegoby się departament nie dowiedz.ial· . Broniłem się mimo to śmiało; po parugodzinnych rozprawach udało mi się przekonać tych panów: t. j. p. Smirnowa, Pietrowa i Mamontowa, że mnie niesłusznie oskarżano. Wprawdzie podczas tej konferencyi p. Smirnow kilka razy się unosił, krzyczał przeraźliwie, ale ostatecznie uspokoił się i przyznał mi słuszność a przy potegnaniu jednak powiedział: .. Z tego wszystkiego widzę wprawdzie, że ksiądz jesteś niewinny, ale z powodu popów muszę ~siędza z Mior usunąć. Ich powagi zmuszeni jesteśmy bronić.

-81

bo „gdybyśmy my ich powagi nie podtrzymywali, wohec was księży'” tak zręcznych misyonarzy, niedługo by się tam prawosławie utrzymało. ~ I rzeczywiście wkrótce potem otrzymałem z konsystorza rozkaz, aby czemprędzej poświęcić nowy kościół, opuścić Miory i udać się o 380 wiorst dalej na proboslcza do Sobatnik \II powiecie oszmiańskim.

Potcgnal..c k3zan”c \\Il,iors~irn now}m kokiele.

Na uroczystość poświęceniJ kościoła przybyło wicie duchowiclistwa, zebrało się koło 500Q ludu. Kazanie wygłaszał ks. Juliusz Rodziewicz i ja. Wtedy to, jak powiedziałem wytej, policyanci SIarali się sprowokować lud \II sposób lak gorsząc)’, że mój następca ks. Krzysztofik był zmuszony sp:sac protokół i przesłać go do konsystorza, powiadamiając równocześnie o tem, co zaszło, gubernatora. Kiedy się o tern dowiedział naczelnik powiatu, zrozumiał, że sprawa bierze Pod wozem i na woz!e. 6

– 82

dla niego zły obrót: więc ze swej strony spisać kazał protokół inny, jakoby ja i ks. Rodziewicz wygłosiliśmy kazania, ubliżające cesarzowi, urzędnikom i prawosławiu. Tymczasem nazajutrz po poświęceniu kościola, mim) płaczu i lamentu zebranego ludu, który kładł się pod kola i nie dawal mi odjeżdżać – przy pomocy ks. prałata Czerniawskiego i innych, uspokoiwszy go, wyjechałem do Sabatnik.

ROZDZIAŁ XIX,

Sobatniki i zatarg z hrabią Ignacym K. KOtwin Milewskim. J) (l-go stycznia 1907 – 9-go marca 1908 r.).

Ciężko mi bylo opuszczać Miory, chociaż w nich rok jeden 1ylko byłem. Za pomocą Botą i dObrych ludzi wzniosło się kościół i inne budowle paraflal:-e, opuszczone pola pocięło rowami, drogi okoliczne naprawiło, L1porząd kowało gościn:ec główny, wysadzając go drzewkami i stawiając przy nim śliczną kapliczkę w stylu gotyckim i t. d: – jednem s/o\\ em zagospodarowało się lla dobre. Poznałem i pokochałem poczciwy miarski ludek, a oni pokochali mnie. A tu nagle trzeba było wyjeżdżać, zwijać gospodarkę, sprzedać za bezcen inwentar:-. i gdzil’Ś daleko rozpoczynać wszystko na nowo. Wplawdzie w SolJolllikach nie trzeba bylo budować kościoła i pracy parafialnej stosunkowo było mniej, ale jechały za IJlną sprawy miorskie, co do których rozpc.’Częto już ~Iedztwo i zażądano

,) Jest 10 len S3m hr. MilewskI, klóry wsławił si~ burdą na dworcu wiedeńskIm, a ostatnienIl czasy dal poznać swe polilyczne poglądy w slawneJ .WJl\ za nce sz l ach cica polskiego · i w swej deklaracyi na zjetdzie szlachty rosyjskiej w Peiersoorgu (sl)’czeli 191 I r.), Nie trzeba go mieszać z p. Hlpolilem, najlętszym parlamentarzystą w Rosyl i mętem SIanu w wielkim stylu

– 83

5000 rubli kaucyi. te ich nie miałem, wyręczyć mnie raczył zacny i gorliwy przyjaciel mój ks. L .. Byly to czasy, kip.dy Statypin, obecny prezes ministrów, wstępując na drogę reakcyi, zaczynał od prześladowania kościoła katolickiego. Posuy tedy sztrafy, areszty, przenoszenia księży, więzienie i wygnanie. Tak ks. biskupa Roppa wezwano do Petersburga, a stamtąd wysiano na wygnanie; z Wilna wypędzono ks. dziekana Mokrzeckiego, proboszcza Fordona i prałata Sadowskiego; wkrótce po tern rozpędzono kapitułę, sekwestrowano jej dobra, a ks. Korna wygnano do Kostromy, w głąb Rosyi. Wkrólcc przyjść miala kolej i na mnie .

Całość pamiętników:
https://pbc.rzeszow.pl/Content/16904/2312.pdf

Błażewicz Iwan Antonowicz – Miory

Martyrologia Dziśnieńszczyzny/Miorszczyzny
Lista który publikujemy poniżej, opracowana przez nas na podstawie książki „Rozstrzelani w Moskwie i Leningradzie.” Jej autorem był Grigorij Kiryłow, została opublikowana przez wydawnictwo „Mełysont” jeszcze w 2002 roku. Większość naszych rodaków przybyła do tych miast przed rewolucją, idąc do pracy w największych miastach Rosji. Rewolucja i wojna domowa przeszkodziła dla wielu do powrotu do domu. Represje dotknęły praktycznie każdego, niezależnie od zawodu, statusu społecznego, wieku i narodowości. Drukujemy tylko listy rozstrzelanych, a ilu było niewinnie osądzanych, osadzonych w obozach, a wielu żywych stamtąd nie wróciło. Wszyscy z nich byli niewinni i zrehabilitowani po śmierci Stalina w latach 50-tych XX wieku. Listy te mogą pomóc ich potomstwu, aby dowiedzieć się o swoich przodkach i do prowadzenia dalszych poszukiwań.

Błażewicz Iwan Antonowicz
1899 r., ur. m. Miory gubernia wileńska, Białorus, członek KPZR, wykształcenie wyższe, nauczyciel szkoły dowodzenia zespołu pogranicznych i wewnętrznych wojsk NKWD ZSRR, mieszkał w Moskwie: ul. Leningradzka Szosa 3/5, m.110. Aresztowany 20.09.1937 r. Osądzony 26.04.1938 r.. przez Wojskowe Kolegium Sądu Najwyższego ZSRR pod zarzutem udział w kontrrewolucyjnej organizacji terrorystycznej na karę śmierci. Rozstrzelany 26.04.1938 r. w Butowo – Kommunarkie. Zrehabilitowany 18.10.1991 r. decyzją Kolegium Wojskowego Sądu Najwyższego ZSRR.

 

Prezenty od Włodzimierza Skokowskiego

Po raz kolejny nasz szczery fanatyk z polskiego miasta Olsztyn – dr humanistyki Włodzimierz Skokowski – przysłał do muzeum książki i wydrukowany tomik Jana Hrynkiewicza w języku polskim – „Zatrzymaj się na chwilę”. Publikacja ukazała się w Olsztynie w 1991 roku. Książka zawiera liryczne wiersze dedykowane ojczyźnie, miłości, kobiecie. Wiele utworów jest poświęconych rozważaniom autora na temat Boga i duchowej istoty człowieka. Druga książka, którą przesłał nam nasz rodak – również w języku polskim. Ta książka Michała Milinkiewicza „Postacie brasławian, zasłużonych dla małej i dużej Ojczyzny. Część 1”. Książka została wydana w Warszawie w 1998 roku. Miorszczyzna ponad 400 lat była częścią powiatu brasławskiego, tak wiele nazw, które są opisane w książce, mają bezpośredni wpływ na Miorszczyznę. Wyliczamy te słynne osoby, o których mowa w publikacji: bp Edward Kisiel – urodził się w Jundziłowie, poeta i pisarz Józef Bujnowski – ukończył dziśnieńskie gimnazjum, Żelisław Januszkiewicz – starosta powiatu brasławskiego, kapitan Mamert Stankiewicz z Jakubowa, Otton Hedemann – doskonały historyk naszego regionu, generał dywizji Stanisław Kopański z wsi Milki i inni.

Prezenty od członków koła

Malik Nazar działający w kole – Argonauci minułaga – pierwszy rok, ale od dawna wiedział o działalności członków koła od swojego starszego brata Siergieja Malika, który był aktywny – argonautą w latach 2009 – 2014 i znalazł wiele eksponatów dla muzeum. Nazar zdecydował się za nim nadążyć. Z pomocą mamy Heleny Jakuszin znalazł książkę w języku polskim, napisaną wg źródeł historycznych przez Bronisława Gryfa – Paciorkowskiego pod tytułem – „Opowiadania historyczne o Księstwie Mazowieckim”. Wydanie było opublikowane w 1900 roku w Warszawie. Ale podczas naszych dalszych badań okazało się, że pod jedną okładką przeplatają się jeszcze inne książki: „Krzysztof Kolumb”, O Janie Gutenbergu”, „Geografia Europy”. One nie mają danych wyjściowych, ale po jakości papieru można zauważyć, że są one również opublikowane w 1900 roku. Ostatnie książki, które są zawarte w tej kolekcji są również wydrukowane w języku polskim. To powieść historyczna E.Zaryjana „Bitwy z krzyżakami” i „Bitwa pod Kircholmem”. Zostały one wydrukowane w Warszawie w 1900 roku. Z zawartości książek, które otrzymaliśmy wynika, że pomimo faktu, iż Polska została podzielona i był pod panowaniem trzech imperiów, na polskiej ziemi nadal wszczepiano patriotyzm na przykładach historii starożytnej, które przyczyniły się do odbudowy państwa polskiego w 1918 roku.

Włodzimierz Pilecki (Siłowo) – żołnierz Armii Andersa

Rezonans
Po wizycie w muzeum bardzo często pojawiają się nowe odkrycia, które pozwalają na dalszą działalność wyszukiwania. Tak, w lipcu, muzeum odwiedzili  goście z Mѐrav i Mińska, oni byli zainteresowani historią żołnierzy, którzy walczyli na froncie zachodnim, obiecali wysłać zdjęcie swojego dziadka, który może został w armii Andersa. Swojego słowa oni dotrzymali. Przez e-mail otrzymaliśmy zdjęcia Włodzimierza Pileckiego, który mieszkał w wiosce  Siłowo, pow. brasławski, gmina Miory (obecnie wieś Siława, rejon miorski, sielsowiet Miory) i został wezwany w 1939 roku do polskiej armii; ale potem szlak jego gubi się. Wiemy tylko, że mieszkał i zmarł po wojnie w Anglii. Mianowicie stamtąd do krewnych przychodziły listy,  zostało wysłanych kilka zdjęć. Przyglądając się zdjęciom, które otrzymaliśmy, można wstępnie powiedzieć, że naprawdę nasz rodak ubrany w wojskowy mundur  noszony przez żołnierzy Armii Andersa. Dowodem na to są orły na beretach żołnierzy. Dalsze poszukiwania będą kontynuowane.

МЁРСКАЯ ДАЎНІНА
Выданне рады музеяў ДУА “Міёрская СШ №3”
гуртка “Арганаўты мінулага” № 9 (105) 2019

Na kościele w Miorach, w białoruskim obwodzie witebskim odsłonięto tablicę upamiętniającą żołnierzy 2 Korpusu Polskiego i innych jednostek Wojska Polskiego z czasów drugiej wojny światowej.

Goście z Polski w muzeum w Miorach

W muzeum (w Miorach) – goście z Polski
Na sugestię nauczycielki matematyki w naszej szkole jej krewni z polskiego miasta Kętrzyn Macuk (Kozaczonek) Jadwiga, Małgorzata i Wiesław Pomalejko odwiedzili nasze muzealne stowarzyszenie. Szef muzeum w języku polskim opowiadał podczas wycieczki o historii Miorszczyzny, zwrócił szczególną uwagę na powiązanie historii Polski i Białorusi, które od wieków były w jednym państwie – Rzeczpospolitej. Dlatego w naszych muzeach tak wiele eksponatów – monet, dokumentów, rzeczy, książek, gazet, czasopism, – związanych z historią Polski. Goście zakupili książki Witolda Jermalonka i dokonali wpłaty na rzecz rozwoju muzeum.

МЁРСКАЯ ДАЎНІНА
Выданне рады музеяў ДУА “Міёрская СШ №3”
гуртка “Арганаўты мінулага” № 9 (105) 2019

Książka wspominająca słynnego kapitana Mamerta Stankiewicza

W naszym muzeum znajduje się książka o naszym słynnym kapitanie rosyjskiej i polskiej marynarki Mamercie Stankiewiczu autorstwa Karola Borchardta „Znaczy kapitan.” Ale do tej pory nie miało tego wspomnienia, które zostało opublikowane w Polsce. Teraz mamy to dzięki studentowi Uniwersytetu Gdańskiego Dymitrowi Matelenkowi, który kupił i podarował nam książkę wspomnienia Mamerta Stankiewicza w języku polskim zatytułowaną „Z carskiej floty do Polski”. Edycja została wydana w Warszawie w 2007 roku. Książka ma 390 stron i wiele zdjęć. Nasz rodak skończył pisać swoje wspomnienia w 1937 roku. Dla nas mają szczególne znaczenie jego wspomnienia z dzieciństwa, kiedy przyjeżdżał do rodziny swojej matki Rutkiewicz w majątku Jakubowo. Tutaj z bratem często bierze udział w zwykłej pracy chłopskiej ponieważ majątek dziadka był mały i musieli pracować sami właściciele. Podobało się przyszłemu kapitanowi i zwykłe białoruskie wiejskie jedzenie. Wspomina Mamert też przyjaciół na Dziśnieńszczyźnie – braci Jakowickich z bliskiego od Jakubowa majątku Jelnie. Następnie dowiadujemy się ze wspomnień o studiach przyszłego kapitana w Morskiej Szkoły Podchorążych, służbie na okrętach wojennych rosyjskiej marynarki, udziale w bitwach morskich podczas pierwszej wojny światowej. Kapitan Mamert Stankiewicz opowiada, jak przebiegało tworzenie formacji polskiej marynarki wojennej, która właśnie się usamodzielniła i uzyskała dostęp do Morza Bałtyckiego. To jest nasz rodak, był zaangażowany w sprawy, wykładając nawigację w szkole morskiej. Następnie opisuje budowę pierwszego polskiego transatlantyku „Józef Piłsudski”, na którym został kapitanem. Po zaledwie dwóch latach, jak wspomnienia zostały zakończone, Mamert Stankiewicz zginął na
służbie, jego okręt został storpedowany przez niemiecki okręt podwodny 24 października 1939 r.

Prezenty od Włodzimierza Skukowskiego z Olsztyna

Nasz rodak, profesor filologii z Olsztyna na spotkaniu dał nam książkę w języku polskim profesora, który pochodzi z Dziśnieńszczyzny, Teofila Rot – Żebrowskiego „Rozmowy w samowarze.” W niej w formie ironicznohumorystycznej przypomina najciekawsze momenty swojego życia. Wydanie ukazało się w Lublinie w 1987 roku.
A będzie przydatna też książka „Brasławszczyzna. Kresy kresów 2-giej Rzeczpospolitej”, opublikowana w 2004 roku i poświęcona wystawie, która odbyła się w Muzeum Etnograficznym w Gdańsku. Rozpoznawalnym jest przewodnik informacyjny „Turystyczne ciekawostki Warmii i Mazur”, wydrukowane w języku polskim w Olsztynie w 2013 roku oraz malowniczy album „Barcja zaprasza”. Barcja – starożytna nazwa regionu dzisiejszego województwa warmińsko – mazurskiego. Będzie to przydatne jako przykład tworzenia turystycznych przewodników dla dzieci i publikacja „Rowerem po Polsce Wschodniej”.

Pakiet od Barbary Rutkowskiej z Kętrzyna

Podczas wizyty w muzeum nasza stała dobrodziejka z polskiego miasta Kętrzyn Barbara Rutkowska po raz kolejny przywiozła prezent dla naszego muzeum – plecak książek. Najbardziej zainteresowała nas wydana po polsku „Ziemia Ojców. Kresy kresów”, wydrukowana w Kętrzynie w 2005 roku. W książce znajdziemy wzmianki i o naszym regionie. Podarowane przez Panią Barbarę dla muzeum książki i druki to kilka luksusowych albumów. Najstarszy z nich, poświęcony życiu i twórczości słynnego radzieckiego poety Władimira Majakowski,ego został opublikowany w 1956 roku w Moskwie. Nie mniejszy album malarstwa „Państwowy Ermitaż” w edycji z 1964 r. Do tego czasu odnoszą się albumy poświęcone twórczości rzeźbiarza I.Sszyszkina, artysty S. Kanienkowa, oddzielne zestawy reprodukcji obrazów A. Kiprenskowa „Wanderers”. Wspaniałe ilustracje – fotografie umieszczone są w albumach „Białoruś” z 1978 roku, „Skarby Funduszu Diamentowego ZSRR” z 1973 roku. Barbara Rutkowska dała nam i książki o białoruskiej tematyce. To zbiór dzieł „Jakuba Kołasa”, wydanego w Moskwie w serii „Biblioteka Poety” w 1978 roku i literacko – naukowy almanach „Skarynicz”, który ukazał się w 1991 roku.

Szlakami Armii Andersa

Pod tą nazwą 18 maja 2019 roku została otwarta wystawa w Miorskim Rejonowym
Historyczno-Etnograficznym Muzeum. Otwarcie było planowane w 75. rocznicę
bitwy pod Monte Cassino, gdzie żołnierze Armii Andersa wykonali niemożliwe –
przerwali i wzięli szturmem niezdobyte fortyfikacje faszystów. Materiały na wystawę
zostały zebrane z funduszy Muzeum Historycznego, Szkoły № 3, Brasławskiego
Muzeum Rejonowego, osobistych archiwów rodzinnych potomków żołnierzy Armii
Andersa: Pawła Greckiego, Nazara Lutochina, Siemiona Jeramiejewa, Włodzimierza
Mikłuszonka, Stepana Matelenka i innych. Na otwarcie wystawy zgromadzili się goście
nie tylko z Mior, ale także z Mińska, Witebska, Brasławia, Krasławy, Daugavpilsa i
innych miejscowości. Był wnuk żołnierza 2 Korpusu Polskiego we Włoszech
Nazara Lutochina Paweł Lutochin z Petersburga. Współpracownica muzeum Tatiana
Szamienak opowiedziała o tworzeniu i bojowym szlaku armii pod dowództwem
generała Andersa, która walczyła z nazistami i wielu naszych rodaków. Proboszcz
miorskiego kościoła pw. Wniebowzięcia NMP Krzysztof Miankina modlił się w intencji
zmarłych i zeznał, że pamięć o wspomnianych dzielnych żołnierzach, żyje i będzie żyć
wiecznie. Witold Jermalenak miejscowy historyk w swoim wystąpieniu zauważył
trudności z jakimi spotkał się w czasach sowieckich, naukowcy i zbieracze materiałów
o naszych rodakach którzy walczyli daleko od domu z nazistami. Jego pierwszy artykuł
o Włodzimierzu Mikłuszonku mógł być wydrukowany w lokalnej gazecie tylko w 1987
roku. Poetka Elena Basikirska przeczytała swój wiersz poświęcony bitwie pod Monte
Cassino. W otwarciu wystawy uczestniczył syn zmarłego we Włoszech Stepana
Matelenka Włodzimierz Matelenak. On opowiedział o tym, że w czasach sowieckich
władze prześladowały rodziny i byłych żołnierzy andersowców, dzieci nie mogły zrobić
kariery, chociaż ich rodzice nie byli bojownikami przeciwko nazistom i zdrajcom. Pod
koniec obecni mogli zapoznać się bardziej szczegółowo z eksponatami.

Czerwone maki pod Monte Cassino

Aby utorować drogę do Rzymu,
Polski odważny oficer
Wybrał szturm Monte Cassino
Tak zrealizował zamiar.
Włoskim Stalingradem
My nazywamy wspinaczkę górską,
Gdzie Polak rozpoczął blokadę,
Białorusin również z nim.
Więc Kasyńskie wzgórze
Miało niezazdrosny las.
Wysokość pokutnej niszy
Posłużyła niebiosom.
Groźne bomby z powietrza
Pokonały klasztor.
Ścieżką do Rzymu, do wolności
Przeszły przez ten wir.
Bitwa pod Monte Cassino
Była główną podczas wojny.
Niemiec na stosach umierał
Polak był odważniejszy.
Nasza armia to zaszczyt
Pod auspicjami Brytyjczyków
Trzymała się swojego słowa,
Zniszczyła obcy plan
I zdobyła Everest
Wielometrowe wzgórze,
Zajęła to – duch – miejsce
Nie poddała się i w ogniu.
A czerwony mak na polu
I kwitnie i rośnie bujnie.
Walka samolotów z bólem
Przeniknęła ziemię do łez.
Tak, czerwona poświata maków
zapaliła się od krwi
I prosząc: Dalej do ataku!
Chcemy pokoju na ziemi!

Elena Basikirska

Мёрская даўніна, maj, 2019